-   artykuł   -

5 urzekających historii – Dlaczego warto odmawiać różaniec?

W tym wyjątkowym miesiącu, jakim jest październik, myśli wiernych w sposób szczególny zwracają się ku postaci Najświętszej Maryi Panny. Miesiąc ten poświęcony jest Jej w sposób szczególny. Poprzez modlitwę na różańcu, odmawiając "Zdrowaś Maryjo!", można wyprosić zdroje łask od Tej, która zna tak dobrze rozterki i gorycz ludzkich serc. Któż bowiem, jak nie Ona może pomóc ludziom w potrzebie? Kto lepiej niż Matka, zna lęki i obawy swoich ukochanych dzieci?

Niezliczone są przykłady niezwykłej pomocy, z którą Matka pośpieszyła swoim czcicielom. Uciekanie się do Najświętszej Panny zalecają rozliczni święci katoliccy. Część z cudownych interwencji znalazła się w książce „Za przyczyną Maryi” ojca Teodora Jakuba Naleśniaka.

W niebezpieczeństwach, trwogach, wątpliwościach pomyśl o Maryi, Jej wzywaj; niech Jej imię nie wychodzi z ust; z serca twego; gdy Ona otoczy cię swoją opieką, nie trwóż się.

Zapewnia nas Św. Bernard Serm. 3 de B. V 

Szukając pomocy w matczynych ramionach Matki Bożej nie sposób zapomnieć o różańcu. Ten stanowi niezwykle potężną broń w walce ze Złym. Topi także lód ludzkiej duszy, zatwardziałej w złych uczynkach i gniewie. Jakże wielu chrześcijan, otrzymując wpierw bezcenne owoce wiary, schodzi z drogi zbawienia i decyduje się na życie na modłę tego świata. Mogłoby się wydawać, że nie ma już dla nich ratunku. Takie przeświadczenie z pewnością zasiewa w ich sercach Zły. Jednak Maryja nigdy nie porzuca swych dzieci. Wyciąga do nich dłoń, a różaniec staje się liną, dzięki której mogą wydostać się z ciemności.

„Zdrowaś Maryjo” – ostatnia deska ratunku

Znany poeta, Klemens Brentano, jakkolwiek przez pobożną matkę religijnie wychowany, w późniejszym życiu zszedł z drogi wiary. Zapłacił to spokojem swego serca i stracił ciche szczęście, jakie znaleźć może tylko prawdziwie pobożna dusza w stosunkach z Bogiem. 

Jak sam opowiada, leżał bezsennie w tym czasie jednego razu nocą na swym posłaniu, cierpiąc w duszy bardzo i rozmyślając, czy nie ma gdzie dla niego ratunku na te smutne cierpienia. Nagle przypomniała mu się matka, która w czasach jego dzieciństwa często siadywała przy jego łóżeczku, szepcząc nad nim „Zdrowaś Maryjo”, modlitwę do anioła stróża, kreśliła na jego czole znak krzyża św. Wzruszony tym wspomnieniem, próbował odmawiać modlitwy, których w dzieciństwie nauczyła go matka.

I naraz stopniał lód jego serca – to było początkiem nawrócenia. Sam później stwierdził, że to była dla niego „ostatnia deska ratunku”. Co za ważna nauka dla matek chrześcijańskich! Gdy czuwają nad dziećmi swymi modląc się i błogosławiąc je, gdy ich strzegą z modlitwą i błogosławieństwem na ustach, zasiewają w serca dzieci nasiona nieśmiertelnej prawdy. One kiedyś wzejdą z pewnością – może po latach dopiero, ale wzejdą, i przyniosą obfite owoce.

„Zdrowaś Maryjo” nawraca

Wydawać by się mogło, iż modlitwa różańcowa „działa” tylko w przypadku wiernych, praktykujących katolików. Nic bardziej mylnego! Chrystus wielokrotnie udowodnił, iż moc Boga nie ma względu na ludzi. Tak samo łaska uproszona za wstawiennictwem Maryi spłynąć może na każdego, kto podejmie próbę i o nią poprosi. Doskonałym przykładem jest tu historia kapitana Dupont, również zawarta w książce „Za przyczyną Maryi”. Człowiek ten, choć „żyjący w niewierze”, doświadczył głębokiej i uzdrawiającej przemiany właśnie pod wpływem modlitwy „Zdrowaś Maryjo”.

W 1857 r. w pewnym miasteczku w Normandii dwóch kapłanów wyszło na przechadzkę. Podczas niej spotkali kapitana Dupont; był to człowiek bardzo szanowany w okolicy, który nawet na utarczkach wojennych Algieru zdobył sobie zaszczytną odznakę legii honorowej, lecz jak wielu podówczas, żył bez najmniejszych praktyk religijnych. Kapitan spostrzegłszy księży, z grzeczności pozdrowił ich i udał się dalej. 

„Prawda, – rzekł jeden z księży – dzielną ma postać kapitan Dupont, prawdziwy typ żołnierza, szkoda tylko, że Boga nie ma w sercu, bo żyje w niewierze”. 

„Czemuż więc nie starasz się go nawrócić?” – odpowiedział młodszy, który nie był z tej miejscowości.

„Próbowałem wszystkiego, – brzmiała odpowiedź – a nawet i inni starali się o to, ale wszystko zdaje się na próżno. Powierzam go tobie, może przez ciebie łaska Boża spłynie na tę prawą, a z dala od Boga żyjącą duszę”. 

Po powrocie z przechadzki słowa towarzysza nieustannie brzmiały kapłanowi w uszach, prawie więc zmuszony nimi, wziął kapelusz i udał się do mieszkania kapitana.

Zastał go z gazetą w ręku przy oknie; po kilku potocznych słowach kapłan wprosił się znowu w gościnę do kapitana. Czas im płynął na rozmowie, Dupont opowiadał mu ze zapałem wytrawnego żołnierza o swoich wyprawach, a kapłan słuchał ze skupieniem i w duszy jego coraz bardziej rosła chęć nawrócenia tego prawego człowieka. Dlatego żegnając się z nim, prosił go bardzo, by go nazajutrz odwiedził, gdyż pojutrze odjeżdża. Dupont wahał się, czy przyjąć zaproszenie, ale naglony zdecydował się.

Nazajutrz podczas odwiedzin kapitana rozmowa szybko zeszła na rzeczy duchowne. Dupont nie występował tak przeciwko religii, jak raczej utrzymywał, że jest ona bardzo dobra, ale tylko dla dzieci i kobiet. Dowody księdza nie przekonywały upartego żołnierza. Kapłan widząc swe daremne usiłowania, chciał wymóc na kapitanie odmawianie co dzień jednego „Zdrowaś Maryjo”. Wreszcie uzyskał przyrzeczenie, którego pragnął.


„Odmówmy je więc razem, – rzekł do Duponta – przyrzekłeś je odmawiać co dzień, spełnij więc obietnicę zaraz”.

 Pewne zmieszanie, zawstydzenie odbiło się na twarzy niewierzącego i zaledwie wykrztusił, że „Zdrowaś Maryjo” zapomniał zupełnie.

„Nic nie szkodzi, – odrzekł łagodnie ksiądz – tym lepiej nawet, bo wspólnym odmawianiem zaraz sobie pan przypomni”.

Odmówili kilkukrotnie „Zdrowaś Maryjo” i kapitan znowu je umiał. „Zmówmy je teraz przed obrazem naszej Matki i Boga”. Uklękli i pobożna modlitwa popłynęła ku Niepokalanej. Wspomnienia lat wiary wstrząsnęły kapitanem. Dawniej, o bardzo dawno, nieraz on się tak modlił... wzruszenie wstrząsnęło nim. Kapłan widząc wpływ modlitwy, po przyjacielsku rzucił mu kilka pytań dotyczących życia jego duszy. Zapytany z prostotą odpowiadał, wreszcie ocknął się i zawołał zdziwiony: 

„wydaje mi się, że ksiądz mnie spowiada!”. 

„Coś w tym rodzaju” – odrzekł kapłan; 

Dupont ukrył twarz w dłoniach, a łzy mu same popłynęły. Nazajutrz, a była to niedziela, zdziwienie i radość ogarnęły serca wiernych, gdy spostrzegli kapitana Dupont pobożnie przyjmującego Komunię świętą. Odtąd pozostał już i wiernym Bogu, i z wdzięcznością ku Matce Bożej lubił opowiadać o swoim nawróceniu się przez „Zdrowaś Maryjo”.

„Zdrowaś Maryjo!”

Było to w roku 1901. W Krakowie umierał pewien wielki grzesznik, którego sumienie było nie tylko splamione ciężkimi grzechami, ale nawet krew ludzka na nim ciążyła. Bliski śmierci nawet nie chciał słyszeć o swoim nawróceniu. Pobożne osoby modliły się gorąco o nawrócenie tej biednej duszy, kapłani chcieli go przekonać, lecz daremne były ich usiłowania. Chory niecierpliwił się wszystkim i coraz bardziej bluźnił, nawet szatana wzywał na pomoc, by nie dopuścił do jego nawrócenia. Pomimo surowego zakazu, udało się jeszcze raz pewnemu kapłanowi zakonnikowi dotrzeć do łoża umierającego, z którym kiedyś razem do szkół uczęszczał.

Stan chorego lada chwila mógł się skończyć wielką katastrofą dla tego człowieka, lecz jeszcze większą i straszniejszą dla jego duszy. Nie było czasu na długie rozmowy, chory i tak o sprawach zbawienia swej duszy nawet nie chciał słyszeć. Prosi więc go bardzo kapłan kolega, by przynajmniej z nim odmówił jedno „Zdrowaś Maryjo”. Całą odpowiedzią było bluźnierstwo. Kapłan zatem uklęka i odmawia Różaniec, chory słucha – wreszcie, jak sam później to wyznał, aby się uwolnić od nieproszonego gościa, zgadza się na odmówienie jednego „Zdrowaś Maryjo”. Dla względów też ludzkich nie chce tego uczynić przy innych i tylko dla niepoznania po francusku.

Odmówił jak chciał... Kapłan sam modlił się dalej na Różańcu... Po jakimś czasie chory drżącym głosem mówi... 

„Wolałbym się jednak spowiadać”. 

Kapłan słucha i patrzy na niego zdziwiony... Twarz chorego ukazuje wewnętrzną walkę – wzruszenie nie do opisania – i chory spokojnie żąda spowiedzi. – Matka Boska, Królowa Różańca św. zwyciężyła. Skruszony wyznał swe grzechy. Po spowiedzi św. prosi kapłana, by mu spomiędzy wielu papierów z szuflady wyjął i podał mały obrazek N. P. Maryi. Wziął go do rąk, mówiąc: 

„To Matka mi go dała i poleciła zawsze ze sobą go mieć, przyjąłem tylko przez wzgląd na nią i wrzuciłem do szuflady” – teraz jednak z pobożnością przycisnął wizerunek do ust i do piersi. 

Przyjął Komunię św. z twarzą rozpromienioną radością i w ciągu kilku dni, trwając w swym cudownym nawróceniu, spokojnie z Panem zasnął.

Jedno „Zdrowaś Maryjo”

Jak pokazuje historia chrześcijaństwa, Bóg nie potrzebuje wiele, by okazać swą moc. Tak było i w tym przypadku, w czasie okrutnego koszmaru, który nawiedził Francję, „Najstarszą Córę Kościoła”. Podczas bezbożnej rewolucji francuskiej w mieście Mirepoix żyła kobieta Marianna, która zdawała się być, jak to mówią, wcielonym szatanem, bez najmniejszego wstydu.

O jej życiu mówić, wspominać nie warto, bo ono samo by nas skalało. Rozkoszą tej kobiety było towarzyszyć niewinnym ofiarom skazanym na ścięcie przez rząd rewolucyjny i z gradem bluźnierstw, przekleństw... nie opuszczała ich aż do samej gilotyny. Szczególnie jednak prześladowała osoby zakonne i księży, wściekłość ją tylko porywała, że nigdy nie odpowiedziano jej ani jednym słowem. Dnia 8 lutego 1794 r. prowadzono na ścięcie księdza znanego ze świętości życia imieniem Raclot. Zobaczywszy go, szalona kobieta krzyknęła: 

„Patrzcie i uważajcie, ten mi z pewnością odpowie” i zaczęła recytować zwykłe swe słowa. Prowadzony odwrócił się, spojrzał przejmującym wzrokiem na niewiastę i z niewypowiedzianą słodyczą rzekł: 

„Pani, proszę się za mnie pomodlić”.

„Co? kto? ja mam się za ciebie modlić, ty mnie o to prosisz?!” 

„Tak, pani, proszę o jedno «Zdrowaś Maryjo» za duszę moją, która niedługo stanie przed sądem Bożym”. 

Bez wątpienia sam się gorliwie modlił do Maryi za prześladowczynię.

Słowa prośby były dla kobiety jakby uderzeniem maczugi, czerwieniła się, bladła, walka się w niej jakaś toczyła, pytała znowu, czy dobrze zrozumiała... na koniec rzekła: 

„Dobrze, księże proboszczu, ja zmówię «Zdrowaś Maryjo»” i zaczęła głośno słowa modlitwy, ale zaledwie ten język, który obracał się tylko dla przekleństw, bluźnierstw... skończył modlitwę, coś stało się w tej grzesznicy, wybuchła płaczem i tak jęcząc szła na miejsce stracenia, gdzie uklękła, złożywszy ręce jakby do błagania. Wszyscy obecni nie wiedzieli co myśleć, patrzyli tylko w zdumieniu. W następnych dniach, choć bębny jak zwykle wzywały ją na miejsce stracenia, brama domu już się nie otwierała, przechodnie tylko słyszeli straszne, rozdzierające łkania i jęki. Marianna wychodziła tylko z konieczności, nie odzywała się do nikogo ku zdziwieniu wszystkich, którzy znali jej język. Uważano ją za wariatkę, a to łaska Boża uczyniła pokutnicę.

Gdy powrócił spokój publiczny, dopuszczona do św. sakramentów, potwierdziła swe nawrócenie życiem przykładnym. Jałmużny, pokuty, naprawa zgorszeń były celem jej życia. Co roku, nawet w podeszłym wieku, pieszo pielgrzymowała do cudownego miejsca N. P. Maryi, o chlebie, który udało jej się wyżebrać, choć jej majątek pozwalał na wygody. Do samej śmierci także prowadziła budujące życie, zatem śmierć była dla niej zaśnięciem w Panu.


Zjawienie się Matki Bożej w La Salette

La Salette jest gminą wiejską w departamencie Isere w południowo-wschodniej Francji. O potrzebie szczerej i żarliwej modlitwy wielokrotnie wspominała sama Najświętsza Maryja Panna. Podczas jednego z najbardziej druzgoczących objawień przekazała otwarcie, iż modlitwa jest jedynym ratunkiem ludzkości. Bez ludzkiej modlitwy, Matka nie będzie w stanie powstrzymywać dłużej sprawiedliwego gniewu swego Syna. Ciężkie ramię Chrystusa spadnie na ziemię, niosąc jej zasłużoną karę.

Dnia 19 września 1846 r., w sobotę suchedniową, w wigilię uroczystości Siedmiu Boleści Matki Bożej, dwoje dzieci: piętnastoletnia Melania Mathieu i jedenastoletni Maksymilian Giraud, pilnowali razem bydła na wzgórzach w La Salette. Spożywszy w południe posiłek, położyli się na trawie i zasnęli. Obudziwszy się, ujrzeli, iż na sąsiedniej górze nie było krów, które zostały im powierzone.

Zeszli więc, by ich szukać, gdy nagle Melania dostrzegła, w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą odpoczywali, świetlaną kulę, błyszczącą bardziej niż słońce. Pastuszka niezwłocznie zwraca uwagę swego towarzysza na ten niezwykły widok i kiedy oboje się temu przyglądają, świetlana kula otwiera się i w jej głębi widać „jakąś Panią”, siedzącą na kamieniach ułożonych w kształcie ławki, mającą łokcie oparte na kolanach, a twarz ukrytą w dłoniach, jakby ogarniętą ogromnym smutkiem.

Ten widok napełnił dzieci prawdziwym strachem, zwłaszcza Melanię, która rzucając kij pasterski zawołała: „Ach! mój Boże!”. Maksymilian choć młodszy, lecz odważniejszy, chce dodać odwagi swej towarzyszce. 

„Trzymaj swoją laskę, woła, ja trzymam moją i uderzę ją, gdyby nam coś zrobiła”. 

I na dowód tego biedne dziecko grozi swą laską. Wtem w oczach dzieci ta Osoba podnosi się, odsuwa ręce od twarzy, chowa je w szerokie i długie rękawy, zakłada na krzyż prawą rękę na lewą i robi kilka kroków ku małym pastuszkom, mówiąc: 

„Zbliżcie się, moje dzieci, nie bójcie się, jestem tu po to, by wam zwiastować wielką nowinę”.

Na te słowa wypowiedziane z niezmierną słodyczą, dzieci podchodzą z ufnością do owej Pani, i to tak blisko, że jak sami opowiadali, nikt by już nie mógł przejść między Nią a nimi, a stojąc u Jej stóp nie przestają się w Nią wpatrywać i Jej się przysłuchiwać.

Zatem widzą, że płacze, że jest ważną Osobą i że niezwykle piękne rysy Jej twarzy wyrażały smutek, dobroć i majestat. Ma białe nakrycie głowy, kończące się u góry błyszczącym diademem, a u spodu otoczone są wieńcem róż jaśniejących różnymi barwami. Jej szata również jest biała, miejscami lśniąca, z przodu pokryta złocistym fartuchem. Na szyi opada Jej łańcuszek, na którym wisi krzyż z błyszczącym wizerunkiem Zbawiciela, a na ramionach krzyża widać na jednym z nich otwarte obcęgi, na drugim młotek.

Na nogach ma białe trzewiki, naszywane perłami ze złotymi sprzączkami, otoczona długą girlandą róż; ma na sobie białą chustkę, skrzyżowaną na piersiach, obramowaną trzecią girlandą róż i rodzajem galonu w kształcie grubego łańcucha. Na koniec całą Jej Osobę otacza podwójna aureola chwały, której blask jednak nie dorównuje jasności Jej oblicza.

„Jeżeli mój lud, rzekła Pani do dzieci, nie zechce się poddać, nie będę mogła powstrzymać ramienia mego Syna; jest ono tak ciężkie, że nie będę mogła go utrzymać. Odkąd cierpię za was, chcąc, żeby mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie prosić, a dla was jest to rzeczą obojętną. Choćbyście niewiedzieć jak modlili się, nie wiedzieć co czynili, nigdy nie uda wam się wypłacić mi za ten trud, jakiego się za was podjęłam.

«Dałem im sześć dni do pracy – mówi Pan – siódmy zachowałem dla siebie, a nie chcą mnie nim obdarzyć». Oto, co sprawia, że ramię mego Syna jest ciężkie. Jeśli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Okazałam to wam w zeszłym roku przy zbiorze ziemniaków; wy nie zwracaliście na to uwagi, przeciwnie – znajdując zgnite ziemniaki, przeklinacie i używacie do tego imienia mego Syna. Psuć się będą dalej, a tego roku na Boże Narodzenie już ich nie będzie. Czy dobrze się modlicie, moje dzieci?”

„O nie, proszę Pani, nie bardzo” – odrzekły otwarcie.

„Ach! moje dzieci, odpowiedziała, trzeba dobrze się modlić, rano i wieczór; kiedy nie będziecie mieli czasu, zmówcie przynajmniej jedno «Ojcze nasz» i jedno «Zdrowaś Maryjo», a kiedy będzie można, zmówcie więcej. Na Mszę św. chodzi zaledwie kilka starszych kobiet, inni pracują w niedzielę całe lato, a w zimie to idą na Mszę św., by sobie żartować z religii. Podczas Wielkiego Postu idą do bójki, jak psy”.

Wiele jeszcze rzeczy powiedziała dzieciom Najświętsza Panna Maryja, cała rozmowa trwała, jak się zdaje, dobre pół godziny, po czym chwalebna Pani w towarzystwie dzieci, które bezwiednie szły za nią, wstępowała powoli na mały pagórek, nie dotykając się ziemi, ani nawet nie uginając trawy swymi stopami. Nie doszedłszy do wierzchołka, Pani zatrzymuje się i wznosi na wysokość półtora metra od ziemi, podnosząc oczy do nieba i zwracając ku ziemi. Była to jedyna chwila, w której nie płakała, po czym zaczyna znikać, „ginąć”, jak mówiły dzieci.

Różaniec ratunkiem dla duszy

Niezwykła rola różańca w życiu chrześcijan maluje się jasno i wyraźnie. Nie można nie doceniać tej potężnej pomocy jaką daje ludzkości Maryja. Różaniec przynosi otuchę, podnosi na duchu i przybliża dusze do majestatu Boga poprzez wstawiennictwo Najświętszej Matki. Być może z tego właśnie powodu, jest dziś tak lekceważony i zapomniany. O wartości modlitwy różańcowej nie wolno jednak zapominać. Nie tylko w październiku, ale przez cały rok.

Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.