-   artykuł   -

Jarmark św. Dominika. Od tradycji do tandety?

Jarmark św. Dominika jest jedną z największych atrakcji Gdańska, ściągającą do miasta ludzi z całej Polski. Trwające aż trzy tygodnie wydarzenie znane jest nie tylko w kraju, ale również poza granicami Rzeczpospolitej.

Jarmark św. Dominika - tradycja od 1260 roku

Słynny Jarmark Dominikański zaczął się 23 lipca i potrwa aż do 14 sierpnia. Tegoroczne wydarzenie jest już 762 jarmarkiem zorganizowanym w Gdańsku. To właśnie w owym portowym mieście rok rocznie od AD 1260, wystawiane są rozmaite towary przyciągające tłumy kupców jak i turystów. Obok tak długiej tradycji nie sposób przejść obojętnie. Barwne stragany, muzyka i przysmaki są celem podróży Polaków oraz obcokrajowców, zapewniając wszystkim chętnym radosną zabawę. W zgiełku tłumów łatwo dziś zagubić pierwotne znaczenie Jarmarku. To zaś jest ściśle związane z religią katolicką.

Co ciekawe, Jarmark św. Dominika nie powstałby, gdyby nie papież Aleksander IV. To właśnie on zezwolił gdańskim dominikanom na udzielenie studniowego odpustu w dniu św. Dominika. Odpust mogli uzyskać wierni nawiedzający kościół św. Mikołaja. Warto dodać, iż sam kościół posiada status bazyliki i stał w Gdańsku już od XII wieku, zaś budowa obecnej świątyni zaczęła się w wieku XIV. Jako jedyna z kościołów Głównego Miasta, nie została zniszczona w trakcie II wojny światowej.

Niezaprzeczalnie, przyczyna do świętowania miała od zawsze podłoże duchowe, związane z niezwykłą łaską, jaką stanowił odpust. Wierni tłumnie ściągali na uroczystości, które stały się okazją do wystawienia straganów z rozmaitymi dobrami z całej Europy. 


Wielkie znaczenie Jarmarku

Fakt ten odnotował nuncjusz papieski, Giulio Ruggieri w XVI-wiecznym opisie Jarmarku: 

W miesiącu sierpniu odbywa się tu wielki jarmark od św. Dominika czternaście dni i dłużej trwający, na który zbierają się Niemcy, Francuzi, Flamandy, Anglicy, Hiszpanie, Portugalczycy i wtedy zawija do portu przeszło 400 okrętów naładowanych winem francuskim i hiszpańskim, jedwabiem, oliwą, cytrynami, konfiturami i innymi płodami hiszpańskimi, korzeniami portugalskimi, cyną i suknem angielskim. Zastają gdańskie magazyny pełne pszenicy, żyta i innego zboża, lnu, konopi, wosku, miodu, potażu, drzewa do budowy, solonej wołowiny i innych drobniejszych rzeczy.

Zboże zaś i inne płody zbywające od potrzeb krajowych spławiają do Gdańska na wiosnę i przedają hurtem kupcom gdańskim, którzy składają je w swych magazynach na następny jarmark, a że oni tylko sami mogą prowadzić ten handel, są niezmiernie bogaci i nie masz miasta, z którego by król polski mógł mieć więcej pieniędzy.

Zatem oprócz charakteru religijnego, Jarmark św. Dominika przyniósł miastu niewyobrażalne zyski i popularność. Dobro duchowe połączone zostało z dobrem materialnym, przynosząc gdańszczanom niezwykłe błogosławieństwo. Co ciekawe, troska o zbawienie duszy przyniosła miastu także wymierne korzyści w życiu doczesnym.

Po dziś dzień gdańscy dominikanie wystawiają swój własny stragan, na którym można nabyć wino, zioła oraz rękodzieło zakonników. Organizują również oprowadzanie po kościele św. Mikołaja jak i koncerty organowe. I to w zasadzie niemal wszystko, co ma związek z dawną tradycją.

Jarmark Dziś

Miasto Gdańsk po dziś dzień korzysta z dominikańskiej tradycji, rok w rok organizując uroczyste Jarmarki. Dzisiaj jednak trudno dostrzec w nich radość z uzyskania łaski odpustu. Wydaje się, że tak, jak inne okazje wynikające z kultury i tradycji chrześcijańskiej, Jarmark został całkowicie zeświecczony. Fakt możności uzyskania odpustu z okazji dnia wielkiego świętego zepchnięto dyskretnie do lamusa, by zapewnić wszystkim "dobrą zabawę" pozbawioną niewygodnych obecnie, religijnych powiązań.

Tak więc, wybierając się na tegoroczny Jarmark św. Dominika, możemy natrafić na atrakcję taką jak choćby feministyczna wystawa "Pionierki, badaczki, liderki". Nie zabraknie debaty na temat "Kobiety w nauce" ani ogólnej równości i inkluzji. Możemy przebierać w warsztatach czy rozmaitych, modnych szkoleniach. Zmianę charakteru Jarmarku zauważają również sami gdańszczanie oraz wieloletni bywalcy imprezy. Dla wielu z nich jeszcze kilka lat temu była ona okazją do kupienia niepowtarzalnego rękodzieła lub pięknych antyków. Tych jednak jest coraz mniej, a ich miejsce zastępują chińskie tandety. Wydaje się, iż organizatorzy zbytnio wzięli sobie do serca podążanie z duchem czasu...

W pogoni za duchem czasu

Każdy stały bywalec może zauważyć zmiany, jakie zaszły w Jarmarku w ostatnich latach. Coraz więcej jest parad, zbiorowych atrakcji czy wydarzeń towarzyskich, zaś stragany coraz bardziej zapełniają się chińską tandetą. Pojawiają się liczne głosy niezadowolenia, zarzucające Jarmarkowi coraz większy kicz i taniość.

Mieszkańcy narzekają na śmieci oraz problemy z komunikacją, zaś turyści zwracają uwagę na silnie komercyjny wydźwięk wydarzenia, rosnącą ilość fast-foodów i umierający, tradycyjny urok Jarmarku. Ciemniejszą stroną imprezy jest także z pewnością drożyzna, która z roku na rok staje się coraz dotkliwsza. Choć entuzjastów Jarmarku nie brakuje, zdaje się iż ich liczba topnieje w oczach a szczere zainteresowanie ustępuje miejsca zrezygnowanemu przyzwyczajeniu.

Ciężko dyskutować o gustach, jednak ciężko oprzeć się wrażeniu, iż po raz kolejny podążanie z duchem czasu wyszło nam wszystkim na złe. Przechadzając się dziś po Jarmarku ciężko dziś poczuć ten sam, niepowtarzalny, rodzinny klimat, co jeszcze kilka lat temu. Impreza, wychodząc naprzeciw wymaganiom obcokrajowców i goniąc za modą kolorowych, interaktywnych atrakcji utraciła pewien swojski charakter. Wydaje się, że organizatorzy Jarmarku, goniąc za sensacją i portfelami przyjezdnych, wyrzucili do kosza to, co "stare". Paradoksalnie, to właśnie ta "stara" atmosfera była tym, co przyciągało ludzi z całej Europy.

"Lepsze" wrogiem dobrego

Patrząc na sytuację tak dostojnej, średniowiecznej inicjatywy, tonącej dziś w zgiełku kolorowego kiczu i chińszczyzny, nie sposób nie znaleźć pewnego podobieństwa do innych kwestii związanych z Kościołem Katolickim. Czy nie znamy z własnego, bolesnego doświadczenia konsekwencji słynnego "otwarcia się na świat"

Z jakiegoś powodu, próby przypodobania się większej liczbie odbiorców zawsze kończą się obniżeniem poziomu, zatraceniem tego, co najistotniejsze. Tradycji, której tak spragnieni są dzisiaj ludzie. Niezmiennej trwałości, opartej na Prawdzie. Skąd my to znamy?

Jak widzimy na przykładzie Gdańska, gonienie za odbiorcą kończy się zawsze tak samo. Mimo szlachetnych, dostojnych korzeni i setek lat istnienia, Jarmark św. Dominika co najmniej podupada. Jakże to wymowne w dzisiejszych czasach.

Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.