Dzień Judaizmu, obchodzony w polskim Kościele Katolickim 17 stycznia stanowi pewnego rodzaju fenomen. Jest to zadziwiający przykład tego, jak szybko podejście do pewnych grup i praktyk potrafi się zmienić, a raczej zostaje celowo zmienione. Ustanowiony przez Konferencję Episkopatu Polski w 1997 roku, dzień ten ma rzekomo na celu "ponowne odkrycie więzi z judaizmem poprzez wgłębienie się we własną tajemnicę katolików". Co więcej, Dzień Judaizmu obchodzony jest w wigilię Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Z pozoru mamy więc do czynienia z jakże pozytywnym przesłaniem poszukiwania jedności ze "starszymi braćmi w wierze". Czy jednak na pewno o to w tym chodzi?
"Ponowne odkrywanie więzi z judaizmem" już od wielu lat obchodzone jest w wybranych, większych miastach, choć w praktyce obchody organizowane są praktycznie w całej Polsce. Za każdym razem Dzień Judaizmu niesie ze sobą jakieś piękne, wzniosłe hasło przewodnie. Na przestrzeni lat były to między innymi: "Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm", "Jeden drugiego brzemiona noście", "Bóg zawarł z Izraelem przymierze miłosierdzia" czy "Staniecie się błogosławieństwem", "Odtąd nie będziesz się zwał Jakub lecz Izrael". Praktycznie każde wskazuje zatem na piękno i powagę narodu wybranego, od którego, z pewnością, katolicy powinni się uczyć.
Tegoroczny Dzień Judaizmu odbywał się zaś pod hasłem "Moje myśli nie są myślami waszymi", a w Łodzi na przykład poprzedziła je celebracja... Tu BiSzwat, Święta Nowego Roku Drzew. Zarówno katolicy, jak i Żydzi zebrali się w miejscu dawnej synagogi bałuckiej. Było przemówienie rabina, a także arcybiskupa Kościoła Katolickiego, Grzegorza Rysia. Arcybiskup przeczytał i przeanalizował pieśń słoneczną świętego Franciszka, wskazując na jego ubóstwo i piękny obraz świata, w którego stworzeniach widział samego Boga. Przyglądając się na chłodno całej sytuacji można zadać sobie pytanie, czy to właśnie jest odpowiednia postawa, którą katolicy powinni prezentować. Obchodzenie żydowskiego święta na terenie dawnej synagogi budzi pewne wątpliwości.
To, co jest dla nas piękne i jest doświadczeniem wieczoru, to jest to, że ta pieśń pochwalna stworzeń rzeczywiście buduje pokój między ludźmi. Wtedy, gdy chwalimy Boga za stworzenie, czujemy się jedno, czujemy się braćmi, czujemy się tymi, którzy doświadczają Bożego pokoju - stwierdził hierarcha Kościoła.
Jak podkreśla wiele portali, Dzień Judaizmu ma więc za zadanie "pomóc katolikom w odkrywaniu judaistycznych korzeni chrześcijaństwa". Mówi się wprost i otwarcie, iż szeroko pojęty antysemityzm "jest grzechem". A za antysemityzm uznać można każdą próbę podważenia jakiegokolwiek elementu, który Żydzi uznają za niepodważalny.
Jest zatem wiele elementów przyjaznego poklepywania się nawzajem po plecach z uśmiechem, prowadzenia dialogu nie koniecznie wiadomo, po co. Wszyscy jesteśmy równi, wszyscy wierzymy w jednego Boga, tylko, że troszeczkę inaczej. Cóż w zasadzie miałby zdziałać taki dialog? Jeśli wyrazem antysemityzmu byłoby stwierdzenie, iż Żydzi mylą się w swojej wierze, próba nawrócenia ich na Świętą Wiarę Katolicką musiałaby być czymś niegodnym, grzesznym.
Rozkładanie na czynniki pierwsze istoty Dnia Judaizmu prowadzi do wielu niewygodnych wniosków i pytań, na które nikt tak naprawdę nie chciałby odpowiedzieć. Po co się spotykamy by dialogować, jaki jest tego cel? Czy dwie, sprzeczne ze sobą religie mogą i powinny żyć w harmonii? Czy dwa, przeciwstawne sobie zdania mogą być prawdziwe? Czy ci, którzy wyznają wiarę w Jezusa Chrystusa mają w ogóle o czym dialogować z tymi, którzy odrzucili Go i ukrzyżowali rękami Rzymian?
Dzień Judaizmu nie ma zagłębiać się w poważne pytania i wątpliwości dotyczące podstaw obu religii. Wydaje się oczywistym, iż jeśli jedną z nich uznajemy za prawdziwą, drugą należy odrzucić jako fałszywą. Jednak dziś uznanie judaizmu za religię stojącą na błędnych podstawach uznane zostanie z pewnością za akt... antysemityzmu. Możemy więc rozmawiać z Żydami do woli, jeśli nie zamierzamy zadawać pytań, które uznają za niewygodne. W całej idei owego wzniosłego i otwartego dialogu, Kościół może więc tylko ślizgać się po powierzchni, unikając tematów potencjalnie drażliwych dla społeczności żydowskiej. Chodzi przecież o budowanie jedności, a nie podziałów, prawda?
Dzień ten ma zatem przybliżać katolikom nauczanie Kościoła po Soborze Watykańskim II, który znacznie zmienił narrację względem judaizmu. I to właśnie w Soborze Watykańskim II tkwi sedno całego zamętu, jaki można odczuwać względem relacji pomiędzy Kościołem a judaizmem. Ten bowiem zmienił drastycznie postrzeganie Żydów przez cały Kościół do tego stopnia, iż wielu katolików nie wie nawet, jak niegdyś wyglądało nauczanie w tej kwestii. Zmiany te były tak nagłe i ogromne, że do dziś ciężko sobie wyobrazić, jak wiele się zmieniło.
Jak zatem wyglądało dawne nauczanie Kościoła? Na to, jak i wiele innych pytań odpowiada pozycja "Macie diabła za ojca" autorstwa Curzio Nitoglii. Ta genialna pozycja jest dostępna na stronie księgarni 3DOM.
Nitoglia wyjaśnia, jak przedstawiała się nauka Kościoła odnośnie judaizmu, kształtowana przez stulecia przez największe, teologiczne autorytety. Już od pierwszych stron książki osoba zafascynowana słodkawą narracją Dni Judaizmu można przeżyć niemały szok. Zderzenie z przedsoborową rzeczywistością jest bowiem wyjątkowo trudne dla wszystkich, którzy dotąd podążali za autorytetem takich "pozytywnych" hierarchów, jak choćby arcybiskup Ryś. Czytając "Macie diabła za Ojca" można wręcz odnieść wrażenie, że traktuje ona o zupełnie innym Kościele. W pewnym sensie, jest to właściwe spostrzeżenie, wskazujące jak wiele kwestii zmienił ostatni Sobór, tudzież na jak wiele późniejszych zmian stworzył miejsce.
Każdy z nas zna obietnicę, którą Bóg dał wiernemu Abrahamowi, a która dotyczyła jego potomstwa. Bóg od początku upodobał sobie tego właśnie człowieka i zapowiedział, że jego dzieci będą liczne jak ziarna piasku. Jednocześnie, potomstwo Abrahama zostało wybrane, by nieść przez wieki tajemnicę Boga. Nitoglia zwraca jednak uwagę na podział, który już na początku powstał pomiędzy dwójką dzieci Abrahama.
Co zatem znaczyli ci dwaj synowie Abrahama, Izmael i Izaak? Święty Paweł (…) tłumaczy, że w Izaaku i w Izmaelu są zapowiedzi dwóch narodów (List do Galatów 4, 22-31). Izmael, który urodził się przed Izaakiem, jako owoc naturalny z niewolnicy Agar, symbolizował Synagogę Żydów, która chwali się, że pochodzi z ciała Abrahama. Izaak natomiast, który narodził się cudownie, według obietnicy Boskiej danej Sarze, która była bezpłodna, reprezentuje Kościół, który narodził się jak Izaak – z wiary w obietnicę Chrystusa - czytamy.
Skąd znamy owe przechwałki? Jakże często w Nowym Testamencie pojawiało się stwierdzenie, iż Żydzi mają Abrahama za ojca, jakby sam ten fakt przesądzał o ich wyższości i pewnym zbawieniu? Co więcej, zdawał się usprawiedliwiać wszystkie ich wybryki i niegodne zachowania... Dalej robi się jeszcze ciekawiej.
Naród żydowski (…) będzie mógł się zbawić nie tylko przez swój związek cielesny z Abrahamem, ale wierząc w Chrystusa (…). Wszyscy ci, którzy zjednoczą się z Chrystusem, tworzą błogosławione potomstwo Abrahama i Patriarchów i są obiektem boskich obietnic (…). Czy może zdarzyć się, że ten naród lub jakaś jego część zjednoczona przez ciało z Abrahamem uwierzy, że ten związek genealogiczny będzie takim, który usprawiedliwi i który zbawi? Tak, to mogło się wydarzyć i wydarzyło się (…); prosty fakt potomstwa cielesnego Abrahama jest reprezentowany przez Izmaela (…), a naśladowanie Abrahama dla wiary w Jezusa Chrystusa jest wyobrażone w Izaaku. Istnieje zatem potrzeba, by dokonać rozróżnienia pomiędzy prawdziwymi Izraelitami, którzy naśladują wiarę Abrahama, wierząc w Jezusa Chrystusa (»prawdziwi Izraelici« symbolizowani przez Izaaka), i Izraelitami, którzy pochodzą od Abrahama tylko przez ciało, bez naśladowania wiary (zapowiadani przez Izmaela) - podkreślono w książce.
Czyż to nie esencja tego, co dziś zostałoby okrzyknięte antysemityzmem...? Jak to tak, uwierzyć w Chrystusa? Takie twarde warunki? Nie wystarczy sam dialog i dobre chęci? Otóż nie. Nie wystarczy. Kościół wiedział o tym doskonale przez niemal dwa tysiące lat i głosił tę prawdę całkiem otwarcie. Dopiero od niedawna narracja ta uległa złagodzeniu tak silnemu, iż ciężko doszukać się w niej dawnej, niezachwianej pewności i troski nie o komfort odbiorców, ale o ich dusze.
Wielokrotnie można spotkać się z narracją, iż Żydzi są naszymi "starszymi braćmi", zatem z samego tego faktu Kościół jest im winny szacunek. Co więcej, nie ma prawa kwestionować ich wyborów i decyzji, gdyż jako "młodszy brat" winien jest się podporządkować i z uśmiechem prowadzić przyjazny, beztroski dialog. Nie ma mowy o napominaniu czy krytyce. Autor wskazuje jednak na komentarz świętego Tomasza do następujących słów, malując wizję relacji "braci" w odmienny sposób:
„Żydzi są synami Abrahama według ciała, innowiercy według wiary (…). Dwie żony – niewolnica i wolna – to dwa Testamenty, Stary i Nowy (…). Żona wolna oznacza Nowy Testament, niewolnica – Stary (…). Dwaj synowie [Izmael i Izaak] oznaczają dwa narody. Jako naród Izmaela rozumie się naród Żydów, który wywodzi się od Abrahama przez potomstwo krwi. Natomiast naród Izaaka to naród innowierców, który pochodzi od Abrahama przez naśladowanie wiarą”.
Święty Tomasz kontynuuje w tomie 29 („Ale tak, jak wówczas ten, który był narodzony zgodnie z ciałem, prześladował tego, który narodził się zgodnie z duchem, dokładnie tak jest i teraz”):
Pojawia się pytanie, jak synowie według ciała [Żydzi] prześladowali i kontynuują prześladowania synów według ducha [chrześcijanie]. Pada odpowiedź, że na początku istnienia Kościoła i Żydzi prześladowali chrześcijan, jak może się to zdawać po przeczytaniu Dziejów Apostolskich, i czyniliby to również teraz, jeśli tylko by mogli to czynić”.
Wniosek świętego Tomasza jest taki: „Żydzi i prześladowcy wiary chrześcijańskiej (…) będą przegonieni z Królestwa nieba” - zauważa Nitoglia w wyjątkowo "niepoprawny" dziś sposób.
Okazuje się zatem, iż Kościół, jako duchowy następca Izaaka, dziedziczy nie tylko boże błogosławieństwo dzięki wierze. Dziedziczy również prześladowanie ze strony "starszego brata", który chełpi się swoim pochodzeniem z lędźwi Abrahama. Podobnie sytuacja maluje się w przypadku kolejnego biblijnego rodzeństwa, jakim byli Jakub i Ezaw:
Również Izaak miał dwóch synów, Ezawa i Jakuba, którzy są uosobieniem Synagogi i Kościoła. (...) Jakub, zjednoczony przez Wiarę z Chrystusem i ulubiony bardziej od Ezawa: „Kochałem Jakuba i miałem w nienawiści Ezawa”. Ale Synagoga, jako Ezaw, „utrzymuje żyjącą swoją nienawiść i mówi w swoim sercu: ZABIJĘ mojego brata Jakuba” (Rdz 27,41).
Następnie Autor przywołuje kolejną parę braci, podkreślając nienawiść, którą starszy z nich pałał do młodszego:
Również Kain, który zabił swojego brata Abla, ponieważ oferował Bogu oblatio munda, jest postacią z Synagogi, która ukrzyżowała Jezusa i prześladowała chrześcijan. Biblia oferuje dla naszych rozważań cały szereg „starszych braci”, którzy stanowią uosobienie Żydów jako doświadczeni w sferze ducha, a kierujący się wskazaniami natury cielesnej.
Z powyższych przykładów wynika jasno, że "starszy brat" nie zawsze jest postacią pozytywną czy godną naśladowania. Raczej bardziej racjonalne jest stwierdzenie, że na przestrzeni Pisma Świętego częściej chciał krzywdy młodszego, niż jego dobra. Jest to z pewnością zastanawiająca prawidłowość, która powinna do myślenia wszystkim entuzjastom koncepcji "starszych braci w wierze"...
Nitoglia próbuje odpowiedzieć na pytanie, skąd tak naprawdę bierze się wyróżnienie i zaszczyt, którego dostąpili Żydzi. Skąd wzięło się ich powołanie i do czego tak naprawdę wybrał ich Bóg?
Naród żydowski jest wybrany, poświęcony, aby nieść nam Mesjasza, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Ale dlaczego ten naród jest święty, wybrany? To jest główny problem. Dlaczego pochodzi według krwi od Abrahama lub dlaczego musi przynosić naszego Pana Jezusa Chrystusa? Innymi słowy, Chrystus jest Tym, który uświęca (jako koniec) naród żydowski, albo to krew żydowska jest tym, co uświęca Jezusa Chrystusa? Dla nas, chrześcijan, prawdziwego Izraela, odpowiedź jest oczywista, ale dla fałszywego Izraela, tego cielesnego, niestety odpowiedź nie jest taka sama. Dla Żydów, w rzeczywistości, Mesjasz byłby wielki już przez sam fakt bycia Żydem według krwi. I kiedy nadszedł prawdziwy Mesjasz i nauczał, że człowiek staje się świętym przez Wiarę i dobre uczynki, Żydzi zabili go i splamili się zabójstwem Boga - zauważa Autor.
Bardzo interesujące jest to, co pisze na ten temat wielebny Spadafora: „Czekanie Starego Testamentu jest dla nas, chrześcijan, nadejściem w Izraelu Jezusa Zbawiciela dla Izraela i dla całego świata (…). Cały Stary Testament zmierza i kończy w Jezusie Odkupicielu, który przez Kościół powtarza wiecznie swoje dzieło”. Kardynał Journet, cytowany przez Spadaforę, kontynuuje: „dochodzi do zamiany, co określa nadzieje Izraela, jest nadzieją czasową, plan dla rządów na tym świecie (…), w którym główną rolę będzie mieć społeczność Izraela – lud, który jest mesjanistyczny – i w którym osobista rola Mesjasza, prostego człowieka, nie może być niczym innym, jak drugorzędnym epizodem.
Bardzo istotną kwestią jest to, jak sam Izrael zaczął postrzegać Mesjasza. Warto zwrócić uwagę na to, co podkreśla Autor:
Dla potwierdzenia tych słów Journet przynosi świadectwo czterech żydowskich autorów (…). Pierwszym z nich jest Joseph Klausner, który (…) w książce Der judische Messias und der christlische Messias z 1945 roku stwierdza, że Mesjasz rozumiany jako osoba ustępuje miejsca Izraelowi. Ci, jako naród, zajmują czołowe miejsce wydarzeń historycznych (…), muszą maszerować na czele postępu (…). Mesjasz nie będzie nikim innym, jak śmiertelnym człowiekiem; superczłowiek judaizmu; Jego królestwo nie będzie z tego świata. Uznajemy za istotne, by przypomnieć ponadto tezę zaproponowaną przez filozofa żydowskiego Martina Bubera. W książce Izrael (…) podtrzymuje on ścisły związek narodu Izraela z Ziemią Świętą, jako warunek wcześniejszy i konieczny dla wypełnienia misji Izraela. I zaprasza Chrześcijan, by maszerowali razem, w podwójnym rzędzie w kierunku mety; drugie przyjście Mesjasza dla chrześcijan, pierwsze dla Żydów.
Autor zwraca także uwagę na sedno żydowskich problemów i wielkiego zagubienia całego narodu:
Jakie jest źródło grzechu ludu żydowskiego? Wynika on z przekonania większej części tego narodu wierzącej, na podstawie kabały fałszywej i Talmudu rabinicznego, że obietnice uczynione Żydom z powodu Chrystusa, który musiał narodzić się z nich, miały być urzeczywistnione dla jego rasy, a nie na odwrót. Nie rasa dla Chrystusa, ale Chrystus dla rasy; oto źródło żydowskiego zaślepienia.
Widać zatem wyraźnie, iż żydowski "Mesjasz" nie jest tym, kim Mesjasz chrześcijan. Żydzi oczekiwali bowiem kogoś, kto umocni ich pozycję w świecie doczesnym, ziemskim. Stworzy ich królestwo w Ziemi Świętej, zapewni powszechny szacunek i poważanie. Dla nich najważniejsze wydaje się plemienne dziedzictwo, wyjątkowość wynikająca z fizycznego pokrewieństwa z Abrahamem. Nic dziwnego, że odrzucili Chrystusa, który dał im do zrozumienia iż inne narody również mogą dostąpić zbawienia, jeśli uwierzą w Niego.
Taka koncepcja zupełnie rozbijała żydowską narrację budowaną od stuleci. W Nowym Testamencie możemy zauważyć, że królestwo Chrystusa, które "nie jest z tego świata" zdecydowanie nie jest tym, czego oczekiwali Żydzi. Odrzucili więc Mesjasza, który zwyczajnie nie pasował do ich wizji. To zasadnicza różnica pomiędzy Żydami, a Kościołem. Oni chcieli, by Mesjasz pasował do ich własnego wyobrażenia i spełnił funkcje, które Mu przypisywali. Kościół zaś wypełniał wolę Chrystusa, przyjmując ją za swoją.
Jako chrześcijanie wyznajemy, iż Jeden Bóg istnieje w Trzech Osobach Boskich. Jedną z nich jest właśnie Syn Boży, Jezus Chrystus, zesłany na ziemię by odkupić człowieka Swoją Najświętszą Krwią. Chrystus jest Mesjaszem, jest naszym Bogiem. Jednak nie dla Żydów. Czy można w ogóle twierdzić, iż Żydzi wierzą w tego samego Boga, co chrześcijanie, podczas gdy odrzucają jedną z Osób Trójcy Świętej? Wydaje się to niezbyt logiczne, a jednak podobne głosy cały czas krążą po Kościele w imię miłości bliźniego i jedności. Tak więc rzekoma, nie do końca określona „jedność” staje się ważniejsza, niż nawrócenie błądzących.
Jak dalej pisze Nitoglia:
Święty Paweł tłumaczy, że naród żydowski wierzy, że Jezus, który uświęca i zbawia, jest nazywany korzeniem i pniem urodzajnego drzewa oliwnego, którym jest Kościół Jezusa Chrystusa. Jeżeli natomiast część tego narodu odrzuca naszego Pana Jezusa Chrystusa, opierając się na dumie rasy, jest on (naród) nazywany korzeniem winorośli dzikiej i jałowej, która rodzi jedynie kolce i cierpienia. „W pierwszym przypadku ten naród żydowski będzie Izaakiem, Jakubem i Ablem; w drugim – Izmaelem, Ezawem, Kainem.
Widzimy zatem wyraźnie, iż odrzucenie Chrystusa stawia Żydów w roli wynaturzonych korzeni, jałowych roślin, które nie rodzą dobrego owocu. Chrystus zaś nauczał otwarcie, że to „po owocach ich poznacie”.
Z lektury „Macie diabła za Ojca” wynika ze smutną jasnością, iż naród żydowski zbłądził niesłychanie i de facto rozminął się ze swoim przeznaczeniem. Jak dowodzi Curzio Nitoglia, Żydzi dali się zwieść przez swoją pychę, uznając swoją wyższość nad osobą Mesjasza. Nie oni istnieją dla Niego, a On dla nich. Jest to podstawowy błąd, który wypacza cały światopogląd narodu wybranego.
Czy zatem Dzień Judaizmu w Kościele jest inicjatywą słuszną? Czy rzeczywiście przynosi korzyść Żydom, troszcząc się o ich nawrócenie ze złej drogi i ukazanie miłosierdzia Chrystusa? Niestety, trudno jest odnieść takie wrażenie.
Współcześnie raczej kładzie się nacisk na to, aby wszyscy dobrze się czuli w przyjaznej atmosferze, niż na to, aby każdy poznał prawdę o zbawieniu. Wszechobecny dialog zamknął Kościołowi usta, pozbawiając go szansy na głoszenie nawrócenia. Pan Nasz, Jezus Chrystus, wskazał wyraźnie iż to On jest Prawdą, Drogą i Życiem. Czy odrzucając Syna można dotrzeć do Ojca? Czy odrzucając Drogę, można dotrzeć do Celu? Wydaje się logicznym, iż odrzucając niewygodną Prawdę można znaleźć jedynie piękne zwiedzenie, a odrzucając ojcostwo Boga przyjmuje się zwierzchnictwo diabła.
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.