W dzisiejszych czasach spowitych gęstą mgłą ostatniego soboru, coraz ciężej jest odnaleźć ducha dawnej tradycji. Tyle się przecież zmieniło, a raczej zostało celowo zmienione, aby uczynić Kościół Katolicki rzekomo bardziej przystępnym. Wprowadzając nową liturgię, pozbyto się elementów, które uznano za zbędne, być może za zbyt trudne czy wymagające. Kościół miał się w końcu stać bardziej przyjazny, otwarty. W rezultacie wielkiego aggiornamento, otwarcia się na świat, utracono niewyobrażalnie wielkie skarby Kościoła, pielęgnowane przecież przez stulecia.
A przecież proces ten postępuje nadal. Sobór Watykański II otworzył furtkę na świat, przez którą wchodzą dziś do Kościoła najdziwniejsze eksperymenty, urozmaicenia czy profanacje. Jak nasi dziadkowie i pradziadkowie, wychowani w przedsoborowych naukach Kościoła, zareagowaliby na tańczenie i klaskanie w trakcie Mszy Świętej, któremu przewodzi sam ksiądz celebrujący Najświętszą Ofiarę? Na wymachiwanie przed ołtarzem kolorowymi szmatkami w celu rzekomego uwielbienia? A może na przeprowadzenie wielkiej imprezy dla młodzieży na stadionie, pełnej nowoczesnej muzyki i wszelakich gier, która na koniec okazała się być rzekomo... Mszą Świętą? Komunię Świętą z kolei rozdają nie uświęcone dłonie kapłana, a grupa świeckich osób, z których żadna nie ma przy sobie ministranta z pateną, gotowego uchronić okruchy Najświętszego Ciała przed upadkiem i zdeptaniem przez tłum.
A przecież nie tylko takie rzeczy się dziś dzieją.
Zamiast skupienia i nabożnej czci, w kościołach coraz częściej widzimy jakąś frywolną niemal radość, beztroskę. Za pokutę i żal wystarczy odśpiewanie oazowej piosenki o miłości, zamiast ciszy czuwania mamy gwar i śpiewy. Nie chodzi o to, że cokolwiek złego jest w radości. Wręcz przeciwnie. Ale każda sytuacja wymaga odpowiedniego zachowania. Obcowanie z naszym Panem i Zbawcą jest dla każdego katolika największą łaską i najważniejszym wydarzeniem.
Nasi przodkowie doskonale to rozumieli. Kościół na przestrzeni całego swojego istnienia z troską zastanawiał się nad tym, jak najgodniej uczcić Najświętszą Ofiarę Chrystusa. Jak najpełniej uczestniczyć w Jego męce i misji, a nie tylko bawić się i niczym nie martwić. Jako owoc myśli i mądrości Kościoła, powstał Mszał Rzymski. Dziś ta niezwykła pozycja, wydana dzięki staraniom Wydawnictwa 3DOM, trafia do Polski w wersji z roku 1949., wzbogacona między innymi o nabożeństwa nieszporne.
Mszał Rzymski z dodaniem nabożeństw nieszpornych z 1949 r. został opracowany przez benedyktyna O. G. Lefebvre. To wyjątkowa pozycja, którą powinien mieć i studiować każdy dojrzały katolik. Misją mszału jest przybliżenie i umiłowanie liturgii zgodnie z jej tradycyjnym przesłaniem oraz jej kompletnym duchowym i teologicznym znaczeniem. Ma także wspomóc wiernych w jeszcze głębszym zjednoczeniu się z tajemnicą Jezusa Chrystusa.
Obecne wydanie jest wznowieniem jednej z najlepszych edycji, tłumaczonej na wiele języków. Jest to najpełniejsze wydanie jakie kiedykolwiek ukazało się w języku polskim. Co szczególnie istotne, w porównaniu z poprzednimi wydaniami, Mszał O. G. Lefebvre posiada dodatkową część, której nie znajdzie się w pozostałych pozycjach. Dzieło to to nie tylko mszał, ale i księga do nieszporów (na co ważniejsze dni), czyli wesperał – tak określała go s. Maria Renata od Chrystusa (współtwórczyni jego pierwszej polskiej edycji – z lat’30 XX w.).
Zawiera także prymę, kompletę niedzielną, jutrznię za zmarłych i wielkotygodniowe ciemne jutrznie. Trzeba zwrócić uwagę, że coraz więcej osób odmawia (przynajmniej część) Breviarium Romanum; mało kto jednak sięga przy tym po papierowe wielotomowe wydania łacińskie – większość korzysta z form elektronicznych – trzeba jednak przyznać, że modlitwa z udziałem ekranu zawsze przegrywa z modlitwą z książki (zwłaszcza pięknie wydanej). Mówiąc całkiem szczerze, mając wybór sam zawsze sięgam po wersję papierową. W wydanych pięknie, wielkich księgach drzemie coś wyjątkowo kojącego dla ciała i duszy. Może to myśl, iż właśnie w taki sposób modlili się nasi ojcowie? Oni również sięgali po Mszał Rzymski w swojej bibliotece, powierzając Panu swoją rodzinę i losy narodu.
Co interesujące, zmiany w liturgii zaczęły pojawiać się jeszcze przed ostatnim soborem, z czego dziś niewielu zdaje sobie sprawę. W rzeczywistości jednak już od 1955 roku zaczęto wprowadzać zmiany, mające za zadanie "oczyścić" ją z rzekomo "niepotrzebnych naleciałości". Tak właśnie zaczął się proces pewnego uszczuplania ksiąg, odcinania z nich kawałek po kawałku dziedzictwa Kościoła.
W praktyce było to stopniowe okradanie Służby Bożej z jej bogactwa modlitw i obrzędów. Wydana w 1962 r. ostatnia edycja Mszału Rzymskiego była zubożona o wiele elementów które były w nim w ciągu wieków. Zaletą obecnego wydania jest to, że zawiera niezmienione modlitwy i pełny tradycyjny kalendarz z oktawami świąt i wigiliami (zniesionymi po 1956 r.). Słabością może być fakt, że osoba mniej wprawna może niekiedy nie wiedzieć dlaczego czasami bywa rozbieżność jeżeli kapłan odprawia korzystając z mszału ostatniej przedsoborowej edycji z 1962 r.
Niektórzy kapłani korzystają (kierując się świadomym wyborem) z mszałów ołtarzowych sprzed reform Piusa XII, a liczni wierni kształtują swoją pobożność, obchodząc – niejako prywatnie, zwyczajowo (np. przez pochylanie się nad introitem i kolektą dnia) – dawne wigilie, oktawy i ryty świąt świąt itd.
Warto nadmienić, że obecna edycja (pełniejsza) zawiera prawie w całości edycję nowszą (uboższą), ale już nie odwrotnie. Mszał ten posiada także szereg wartościowych elementów, których brak w późniejszym wydaniu z '63, są to:
Skoro mowa już o wspaniałej księdze, którą bez wątpienia jest Mszał Rzymski, warto również przyjrzeć się jego autorowi. Ojciec Gaspar Lefebvre przyszedł na świat w Lille 17 czerwca 1880 roku. Uczył się w szkole opactwa w Maredsous – tam też przywdział habit w roku 1899, śluby zaś złożył rok później. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1904.
Od 1906 do 1914 roku przebywał w Brazylii ze swoim mistrzem – Domem Gérardem van Caloen, któremu to powierzono misje reformy tamtejszej kongregacji benedyktynów. Powrócił do Europy w celu pozyskania pieniędzy i znalezienia ludzi chcących wspomóc misję w Brazylii. Wojna wymusiła na nim pozostanie w Lille, wtedy też próbował swoich sił w posłudze duszpasterskiej, a także zaczął publikować drobne komentarze liturgiczne. Na prośbę opata Saint-André-lez-Bruges w Belgii wstąpił do tegoż opactwa, którego był przeorem w latach 1919-1926.
W 1920 roku opublikował Mszał dzienny i nieszporny, którego pierwszy tom ukazał się w 1921 roku. Stopniowo opracował osiemnaście wersji, dostosowanych do różnych odbiorców. Publikacje te odniosły olbrzymi sukces: w ciągu trzech lat sprzedano ponad 100 000 egzemplarzy pierwszego wydania. W sumie dzieło to doczekało się aż osiemdziesięciu wydań. Przetłumaczono je na wiele języków m.in. na: angielski (1924), hiszpański (1930), polski (1931), włoski (1936), portugalski (1939). Ojciec Lefebvre poza wymienionym Mszałem jest autorem także szeregu innych publikacji m.in. szlagierowej pozycji „Liturgia. Jej podstawowe zasady”, które po raz pierwszy wydano w 1920 roku we Francji.
Co ciekawe, Ojciec Lefebvre i arcybiskup Marcel Lefebvre byli dalekimi kuzynami – posiadali wspólnego przodka (Jean-Baptiste Lefebvre 1745-1790). Można więc pokusić się o stwierdzenie, iż wielkie umysły myślą podobnie. Obaj bowiem poświęcili życie krzewieniu świętej tradycji Kościoła. Ojciec Gaspar Lefebvre zmarł 16 kwietnia 1966 roku, pozostawiając po sobie bezcenną spuściznę w postaci opracowanych ksiąg.
W obliczu postępujących zmian trudno jest, aby wierny katolik nie spoglądał na Kościół z pewnym niepokojem. Ile bowiem zostało w nim z dawnej potęgi, stojącej mocno na podstawach wiary? Jak stabilnie stoi dziś Kościół, którego nawet Wrota Piekielne nie przemogą? Trudno nie odnieść wrażenia, iż w pogoni za ludźmi utracił on bezcenne skarby, które nota bene przyciągały do niego wiernych.
Dziś, patrząc przez pryzmat kolejnych spotkań i dialogów z innymi religiami, Kościół Katolicki prezentuje się niemal mizernie. Próbując zaskarbić sobie względy młodzieży, wiernych innych religii, a nawet polityków, staje w tłumie jako jedna z opcji, a nie jedyna droga do zbawienia. Wszystko po to, by nikt nie poczuł się urażony, pominięty, wykluczony. Znamy to doskonale z "własnego podwórka". Dziś przecież żyjemy w czasach, w których samo stwierdzenie faktu, iż sodomia jest grzechem zostaje napiętnowane. Nawet, jeśli kościelny hierarcha powołuje się bezpośrednio na słowa Pisma Świętego i wzywa do nawrócenia. Dziś jednak o nawróceniu mówi się tak niewiele, iż wszelkie wzmianki o nim zostają uznane za homofobiczne brednie "chorych z nienawiści".
W samym Kościele znajdują się ludzie, którzy wychodzą z założenia iż "dobrze jest, jak jest". Jest wygodnie. Kościół zbyt wiele w praktyce nie wymaga, za to obiecuje raj po śmierci - wyjście idealne. W rezultacie wielu naprawdę wierzy, że można przejść przez życie lekko i bez trudu, nie podejmując się większych wyzwań, nie modląc się nawet za bardzo, a w nagrodę wylądować w niebie. Ot tak, byle się nie napracować. Niestety, coraz więcej wiernych podąża za tym błędnym rozumowaniem, zwiedzeni wizją "fajno-Kościoła". Nikogo się nie nawraca, nie wykazuje błędów, nie mówi o grzechu. Wręcz stale nagina się nadwątlone zasady, byle uszczęśliwić kolejną grupę... Może Komunia dla rozwodników? Albo czynnych homoseksualistów, zwolenników aborcji? Już od dawna słyszy się tym podobne hasła.
Jednocześnie, liczba osób uczęszczających na Msze Święte drastycznie maleje z roku na rok.
Dziś chyba łatwiej niż kiedykolwiek można zrozumieć słowa Chrystusa. W świecie rozmywania się terminów i znaczeń potrzeba nam Skały, która pozwoli przetrwać burze i sztormy. Miałki, układający się wedle woli świata piasek nie zapewni ludziom nic, oprócz rozczarowania i rozpaczy. Jednocześnie, coraz trudniej jest znaleźć to silne, stanowcze oparcie w samych strukturach Kościoła. Co więc możemy zrobić, jako wierni katolicy?
Módlmy się, jak nasi ojcowie. Sięgnijmy po Mszał Rzymski i odkryjmy to, co nam odebrano w przeciągu ostatnich dziesięcioleci. Módlmy się żarliwie, szczerze, a może to właśnie nasze modlitwy staną się początkiem zmian. Sytuacja Kościoła przypomina nieco stan Polski, zniszczonej powstaniami, porozrywanej. Nasi przodkowie doskonale wiedzieli, że muszą zacząć od podstaw, od jednostek, by odbudować państwo. Mozolną, ciężką pracą i poświęceniem.
Może to od zmian w naszych domach, rodzinach zaczną się przemiany w parafiach, potem diecezjach? W końcu każdy z nas należy do Kościoła, jest jego częścią. Każdy z nas może zatem zmieniać go od środka. Wśród tylu zewnętrznych i wewnętrznych przeciwności wydaje się, że pozostaje nam "tylko modlitwa". Czy to niewiele? Przecież to właśnie dzięki niej nasi ojcowie zwyciężali nieprzyjaciół, a nasz naród przetrwał stulecia ciągłego ucisku! A zatem, w tych szczególnie ciężkich czasach, weźmy z nich przykład.
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.