Od kilku tygodni możemy obserwować niepokojące incydenty, które mają miejsce na granicy polsko-białoruskiej. Inwazja nielegalnych imigrantów na Polskę stała się faktem. Grupy kilkuset migrantów niemal codziennie próbują sforsować graniczne ogrodzenie, przy oczywistej pomocy strony białoruskiej. Temat ten został szybko podchwycony przez wszelkiego rodzaju lewicowe media, a także celebrytów, którzy mogą wreszcie dać upust swoim antypolskim emocjom. Mając na uwadze kwestie polityczne, warto przyjrzeć się tej sprawie przez pryzmat wartości chrześcijańskiej Europy.
W związku z wydarzeniami na granicy, Internet wprost zahuczał od oskarżeń rzucanych w stronę katolików. Chcą strzelać do imigrantów, a powinni miłować bliźniego! Dają dzieciom ginąć z zimna, choć bronią życia od poczęcia! Nie chcą przyjąć uchodźców, a zaraz na Wigilii będą zostawiać wolne miejsce dla niespodziewanego gości! Żałują pieniędzy na pomoc przybyszom, a za moment będą dzielić się opłatkiem! Któż z nas nie słyszał podobnych zarzutów...? Rzucają je, w gniewie i nienawiści, zarówno celebryci, jak i zwykli, szarzy obywatele. Trzeba przyznać, iż są to zarzuty wyjątkowo perfidne. Przede wszystkim, bazują one na bardzo silnych emocjach, jak i poczuciu obowiązku co do niesienia pomocy bliźniemu. Jest to częsty chwyt środowisk lewicowych, mający wzbudzić w chrześcijanach pokorę i przywołać ich do roli miłosiernego Samarytanina. Bo jak to tak, nie pomóc potrzebującym?
W ostatnich tygodniach w związku z sytuacją na granicy doczekaliśmy nawet niewątpliwego cudu. Posłowie ugrupowań, które z Kościołem nie mają nic wspólnego, zaczęli bowiem cytować z mównicy urywki... Pisma Świętego. Cały ten medialny zamęt może sprawić, iż katolik zagubi się pomiędzy jedną, a drugą narracją. W końcu to, co mówi lewicująca strona, wydaje się być logiczne, prawda? Na pierwszy rzut oka, z pewnością. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej faktom, znacznie łatwiej będzie nam obiektywnie ocenić sytuację.
Przede wszystkim przyjrzyjmy się temu, kogo faktycznie podsyła nam na granicę Białoruś. Od razu należy podkreślić, iż nie są to jedynie matki z dziećmi uciekające przed wojną, jak próbują opisywać migrantów postępowe media polskojęzyczne. Zdjęcia i filmy z dziećmi krążą, rzecz jasna, po Internecie. Roi się od nich szczególnie w białoruskich oraz rosyjskich mediach, podobnie, jak od zdjęć dobrych białoruskich żołnierzy, karmiących dzieci i chroniących je przed zimnem. Nietrudno jest zauważyć w tym wszystkim polityczną propagandę.
Dlaczego? Zdjęcie dziecka nieodmiennie porusza serca, a nawet otwiera portfele. Lub granice państw. Jest to zabieg wykorzystywany od lat. Gdy tylko Europa zaczęła borykać się z falami nielegalnych imigrantów z Afryki, którzy pontonami przemierzali Morze Śródziemne, media szybko zaczęły obiegać zdjęcia martwego dziecka wyrzuconego na brzeg. Nie pomożesz dziecku ochronić się przed takim losem? Cóż, jesteś bestialską osobą wyzutą z empatii i ludzkiej godności, że o chrześcijańskim miłosierdziu nie wspomnę. Taka narracja była swego czasu wyjątkowo głośna. W międzyczasie, poza kadrem aparatu, do Europy przemykały dziesiątki tysięcy rosłych mężczyzn, którzy dziś sprawiają nie lada problemy krajom Zachodu. O tym jednak za moment.
W temacie imigrantów przede wszystkim należy oddzielić fakty od medialnej nagonki i propagandy. Wielu z nas kojarzy z pewnością sprawę słynnych Dzieci z Michałowa. Zdjęcie dziecka, niesionego przez polskiego funkcjonariusza, tęsknie wyciągającego rączki do obiektywu aparatu naprawdę chwyta za serce. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że fotografujący zdarzenie specjalnie podrzucali cukierki, aby dziecko zachowało się w ten konkretny sposób. Czym jest takie działanie, jeśli nie manipulacją i celowym podburzaniem emocji społeczeństwa? Jeśli sytuacja dzieci jest rzeczywiście tak zła, czy trzeba dodatkowo aranżować tak ckliwe sceny, aby przykuć uwagę Polaków? Czy może ich stan nie jest wcale zły, więc nie wzbudziłby zainteresowania, na jakim zależy mediom?
W całej gonitwie lewicowych narracji łatwo jest zapomnieć o kolejnej, jakże istotnej kwestii, jaką jest wiara nieproszonych gości na naszej granicy. W przeważającej większości osoby te są muzułmanami. Są wśród nich, jak wskazują raporty Straży Granicznej, Afgańczycy, Syryjczycy, Irakijczycy czy nawet obywatele dalekiego Sudanu. Zgodnie z oficjalną narracją, rzekomi uchodźcy są ofiarami wojny, uciekającymi ze swoich krajów do Europy.
Spójrzmy zatem na mapę. Dlaczego osoby te nie poprosiły o azyl w krajach sąsiednich, również muzułmańskich? Przecież tuż obok nich znajduje się potężna i zamożna Arabia Saudyjska. Co więcej, jeśli ten kierunek im nie odpowiadał, w drugą stronę leży przecież ogromna Turcja. Silne, muzułmańskie państwo, w którym muzułmanie na pewno nie czuliby się wyobcowani. Dlaczego zatem zadali sobie trud, pokonując tysiące kilometrów, aby jakimś cudem znaleźć się na granicy Polski z Białorusią?
Czy to właśnie robią kobiety i dzieci uciekające przed wojną? Pokonują tysiące mil przez nieznane, zupełnie obce tereny, płacąc handlarzom ludzi i przewodnikom słone sumy, aby dostać się do obcych kulturowo krajów? Czy, z mapą w dłoni, można jeszcze się łudzić, że chodzi o coś innego, niż pieniądze? Jak można, w całym tym absurdzie, winić Polskę za nieprzyjmowanie nielegalnych imigrantów, podczas gdy Turcja, czy inne państwa muzułmańskie w których panuje pokój i nikt nie słyszał o wojnie, nie zajęły się losem imigrantów? Wystarczy odrobina refleksji, a cała medialna otoczka jakoś przestaje się kleić.
Problem z nielegalnymi imigrantami jest przede wszystkim taki, iż są oni... nielegalni. W tym miejscu można wkleić scenę dowolnej manifestacji lewicy, skandującej iż: Nikt nie jest nielegalny! Każdy ma prawo żyć! itp. (No chyba, że jest dzieckiem poczętym, wtedy te same środowiska będą głośno domagać się legalnej i darmowej aborcji). Już wyjaśniam. Jest to dość sprytne odwracanie kota ogonem. Nikt bowiem nie odbiera imigrantom prawa do życia. Problem pojawia się, gdy łamią oni prawo Rzeczypospolitej, przekraczając nielegalnie granicę państwa. Wdzierają się na terytorium. W dodatku często finansując nielegalny i niebezpieczny proceder handlu ludźmi, który kwitnie dzięki takim sytuacjom, jak ta na granicy polsko-białoruskiej.
Każdy imigrant, który pragnie, aby udzielono mu azylu, może w pełni legalnie o niego poprosić, gdy przekracza granicę w specjalnie stworzonym do tego punkcie. Na przejściu granicznym. Każdy, bez wyjątku, ma do tego prawo. Problemem jest, że tak wielu po prostu nie chce z niego korzystać. Okazuje się bowiem, iż azyl udzielony im przez Polskę... popsułby ich plany. Jak bowiem uściśla Parlament Europejski: Obecnie obywatele państw trzecich muszą złożyć wniosek o objęcie ochroną w pierwszym kraju UE, do którego przybędą.
I tu dochodzimy do jakże istotnego wątku, o którym lewica zupełnie zapomina. Imigranci nie chcą zostawać w Polsce. W przeważającej i miażdżącej większości nie chcą naszej pomocy. Ich celem są Niemcy, co wielokrotnie dali do zrozumienia na nagraniach, krzycząc po angielsku: Germany! Germany! Powód jest prostu i oczywisty. W Niemczech czeka ich nieporównywalnie wyższy zasiłek socjalny i poziom życia, niż w Polsce. A więc otrzymanie azylu w Polsce naprawdę nie jest im na rękę.
Również przebywanie w obozach dla imigrantów, w których mają zapewniony dach nad głową, wikt i opierunek (na koszt polskiego podatnika) nie jest szczytem ich marzeń. Gdyby nim było, nie obserwowalibyśmy buntów w tych ośrodkach, jak niedawno w ośrodku w Wędrzynie. Tam 600 imigrantów usiłowało wydostać się na zewnątrz, najprawdopodobniej, by uciec dalej na Zachód. Ten specyficzny trend wśród przyjętych już na terytorium RP migrantów jest powszechny. Na podobne ucieczki uskarżają się nawet... domy dziecka. Ośrodek w Kętrzynie nieustannie zmaga się z ucieczkami nastoletnich migrantów.
Jak przyznała dyrektor placówki, Bożena Biegańska-Wójtowicz, młodzi migranci stawiają sprawę jasno:Ta młodzież nie kryje, że Polska nie jest ich celem, że chcą się dostać do Europy Zachodniej.
Jedni są u nas krócej, inni dłużej. Ostatnio najdłużej jedna osoba była dwa tygodnie. Ci, którzy są otwarci na rozmowy z nami, wskazują, że mają swoje cele, że chcą się dostać na Zachód Europy. Mimo że im tłumaczymy, że są wobec nich prowadzone procedury o udzielenie ochrony międzynarodowej, że sami o nią poprosili, to jednak te osoby oddalają się z naszego domu - tłumaczy dyrektor.
Tak więc sytuacja wygląda wśród nastolatków, a cóż dopiero z dorosłymi...? W trakcie nocnego buntu w Wędrzynie, w akcji tłumienia tej dziwnej rebelii wzięło udział ponad 500 funkcjonariuszy. Jeden z nich został ranny. W powietrzu latały druty, zastawa, butelki. Najwidoczniej imigranci wcale nie byli zadowoleni z tego, że Polska się niemi zaopiekowała. Czy to jest codzienność, na którą jesteśmy gotowi? Podsumowując zatem. Nielegalni imigranci łamią polskie prawo, wdzierając się na teren naszego państwa. Nie zależy im na azylu, gdyż po jego udzieleniu musieliby pozostać w Polsce. Nie chcą również pomocy, a jedynie przedostania się do Niemiec, gdzie będą mieli z automatu zapewnione godne życie w luksusie. Czy w taki sposób zachowują się przerażone matki z dziećmi, uciekające przed wojną, czy może jednak coś tu się nie zgadza...?
Tu ponownie musimy poruszyć temat wyznania imigrantów. Kilka lat temu, w czasie ostatniego wielkiego kryzysu migracyjnego, państwa Zachodu szeroko otworzyły ramiona, przyjmując nielegalnych imigrantów w ilościach hurtowych. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Ku zdziwieniu większości społeczeństwa okazało się, że kulturowe ubogacenie nie przebiega tak sympatycznie, jak wyobrażali to sobie demonstranci, witający serdecznie rzekomych uchodźców. Nie mniej, społeczeństwo niewątpliwie zostało ubogacone.
Odsetek gwałtów wzrósł gwałtownie, osiągając przerażające pułapy. W centrach miast pojawiły się tzw. „No Go Zones”, strefy, do których boi się zaglądać policja, zamieszkałe przez imigrantów. Są to zupełnie autonomiczne punkty specyficznych społeczności, w których nie sposób odnaleźć białą twarz. Ilość napadów czy strzelanin wzrosła niewyobrażalnie. Czy ktokolwiek dwadzieścia lat temu wyobrażał sobie, że plagą Londynu, tego światłego miasta brytyjskiej królowej, dżentelmenów i stolicy picia herbaty, staną się... ataki nożowników?
Kto z nas, na początku lat dwutysięcznych, widział Niemcy jako kraj wiecznie zagrożony atakami terrorystycznymi, w którym tradycyjny Jarmark Bożonarodzeniowy nie ma racji bytu, gdyż obraża uczucia muzułmanów? Komu Szwecja czy Dania kojarzyły się z gangami ciemnoskórych gwałcicieli? Kto, zwiedzając piękne Niderlandy, obawiał się usłyszeć: „Allahu Akbar!” na rynku czy w centrum handlowym? Wcale nie tak wiele lat wystarczyło, aby Zachód pogrążył się w chaosie, który dla Polaków wciąż jest trudny do wyobrażenia.
To, co obserwujemy na Zachodzie, dzieje się ciągle i postępuje. W imię gościnności, Europa przyjęła ludzi, którzy nie tylko na niej pasożytują, nie podejmując najczęściej samodzielnie żadnej pracy, ale i niszczą jej dziedzictwo i kulturę. Europa rozkłada się od środka. To, co przeraża, to fakt, iż te parę lat temu Niemcom, Szwedom czy Anglikom media również przedstawiały nielegalnych imigrantów jako uchodźców uciekających przed wojną, biednych i bezbronnych, głównie matki z dziećmi. Skąd zatem wzięli się ci wszyscy mężczyźni, toczący w biały dzień walki gangów na terenie zachodnich, cywilizowanych państw? Na to pytanie media wolą nie odpowiadać.
Myślę, że musimy zdać sobie sprawę jak nasza chrześcijańska wrażliwość i miłość bliźniego jest, najzwyczajniej w świecie, wykorzystywana. Media, rządy, korporacje i organizacje pozarządowe używają jej, by wywołać w katolikach poczucie winy, współczucie i w końcu zgodę na rzekomą pomoc imigrantom. Niestety, nie da się pomóc wszystkim. Imigrantów na granicy polsko-białoruskiej początkowo nie było wcale. Później było to kilkadziesiąt osób, potem kilkaset. Dziś wiemy już, że z Białorusi nadciągają ich tysiące.
Wpuszczając ich, niestety damy sygnał kolejnym, że opłaca się stać na granicy. Opłaca się rzucać kamieniami w Straż Graniczną, w polską policję, wojsko. Że nielegalny proceder ma sens, ponieważ dzięki niemu osiągną swój cel i trafią na wymarzony socjal do Niemiec. W tej sytuacji, jedynie zdecydowany sprzeciw może coś zdziałać. Może on również ocalić życie tych, którzy w przyszłości zostaliby zmanipulowani czy nakłonieni siłą do przedarcia się przez granicę. Wiele osób może faktycznie nie zdawać sobie sprawy, że jest bronią w ręku reżimu. Ludzie ci mogą zostać okłamani, wykorzystani choćby przez władze białoruskie. Czy jednak, zakładając istnienie takich jednostek, powinniśmy wpuszczać wszystkich jak leci? Tudzież, jak pewna niezwykle mądra pani stwierdziła, wpuścić ich, a kim są ustali się później? Z pewnością nie.
Podejmując decyzje w sprawie trwającego dziś konfliktu musimy zdać sobie sprawę, że na szali nie leży tylko nasze dobre samopoczucie czy komfort imigrantów. Przede wszystkim, ważą się losy naszych dzieci. To nasze dzieci powinny być dla nas najważniejsze. Zgodnie z Ordo Caritatis, porządkiem miłosierdzia, mamy obowiązek zatroszczyć się wpierw o naszych najbliższych bliźnich. Czy wywiążemy się z tego obowiązku, sprowadzając na nich potencjalne niebezpieczeństwo? Tu właśnie należy zastanowić się nad porządkiem miłowania, o którym chrześcijanie powinni pamiętać. Z pomocą w tych rozważaniach przychodzi nam św. Tomasz z Akwinu, odpowiadając w swojej Sumie na pytanie: Czy w cnocie miłości jest jakaś uporządkowana kolejność? Sumę Teologiczną można zakupić na stronie Wydawnictwa 3DOM.
W pojęciu porządku zawiera się jakaś kolejność pierwszeństwa i następstwa. Gdziekolwiek zaś jest jakiś początek, tam powinien być także porządek. Skoro zaś cnota miłości „wlanej” zmierza do Boga, jako do początku szczęśliwości wiecznej, na której udziale opiera się przyjaźń, jaką jest ta cnota, konieczne jest zachowanie pewnego porządku w kolejności między istotami miłowanymi, opartego na ich stosunku do źródła tego miłowania, jakim jest Bóg…
Święty podkreśla zatem wyraźnie, że miłość powinna kierować się pewnymi zasadami, przestrzegać określonego porządku. Następnie święty Tomasz z Akwinu odpowiada na pytanie zasadnicze w tym jakże trudnym dla Kościoła i wiernych okresie: Czy wszystkich bliźnich należy kochać jednakowo?
Także skłonność łaski, będąca przeżyciem miłości, powinna być dostosowana do tego, co należy czynić zewnętrznie, by w stosunku do ludzi, wobec których trzeba być bardziej dobroczynnym, mieć serdeczniejszą miłość… bo skoro źródłem miłości jest Bóg i sam człowiek miłujący, jest konieczne, by uczucie (afekt) miłości było większe w stosunku do tego, kto jest bliższy do jednego z tych źródeł.
Miłość może być nierówna w dwojaki sposób:
– ze względu na dobro, którego życzymy przyjaciołom, a więc ze względu na wieczną szczęśliwość, której pragniemy dla wszystkich – i z tego względu jednakowo wszystkich miłujemy;
– ze względu na natężenie miłości, a to może być większe lub mniejsze i w tym znaczeniu nie jest konieczne kochać wszystkich jednakowo;
Jak zatem stwierdził doktor Kościoła, jako chrześcijanie nie mamy obowiązku kochać wszystkich jednakowo, traktując ich w ten sam sposób. Większą troskę należy zatem otaczać bliskich, nad którymi powierzono nam opiekę, niż obcych nam ludzi. Jest to naturalna skłonność wpisana w ludzką naturę, którą podświadomie każdy dostrzega. Na tej, właściwie uporządkowanej, miłości tworzą się zdrowe społeczeństwa, rozwijające się w szczęściu i pokoju. Jeśli ktoś, w imię miłości, zostawi własne dzieci i pojedzie pomagać dzieciom na drugim końcu świata, wcale nie postąpi właściwie. Cóż bowiem z tego, że pomoże innym, gdy jego własne potomstwo będzie zaniedbane? Kto, jak nie rodzice, są winni swoim dzieciom opiekę i miłość? Czy w sytuacji, gdy tak wiele polskich dzieci znajduje się w skrajnej biedzie, zgodne z porządkiem miłości będzie zajmowanie się imigrantami?
Spójrzmy może na niedawno udostępniony Raport o Biedzie. Poniżej granicy skrajnego ubóstwa żyją ponad 2 miliony Polaków. Tylko w 2020 roku roku przybyło ich 400 tysięcy. W tym znalazło się aż 100 tysięcy dzieci. Jak wskazuje Raport, w Polsce dwa razy więcej osób ginie z powodu rozpaczy, niż w wypadkach drogowych. Ponad pięć tysięcy osób popełniło samobójstwo w samym 2020 roku. Tak maluje się obraz polskiej rzeczywistości. Czy, odnosząc się do słów lewicowych polityków o karmieniu głodnych i ubieraniu nagich, nie powinniśmy najpierw zainteresować się losem naszych najbliższych bliźnich...?
Warto podkreślić, iż na początku kryzysu migracyjnego (później zresztą również nie) żaden imigrant nie powiedział na wstępie, że zamierza zabijać w imię Allaha. Skądś jednak wzięły się te wszystkie zamachy, zadziwiająco szybko po wpuszczeniu rzekomych uchodźców.
To w naszych rękach leży przyszłość kraju, który może z mocą i uporem bronić swojej granicy, albo stać się krajem tranzytowym dla dziesiątek tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy będą przemierzać Polskę by dotrzeć do Niemiec. Polska granica nie jest tylko naszą granicą. Jest również granicą Unii Europejskiej, swego rodzaju bramą na Zachód. I nawet, jeśli imigranci tylko przedostaną się do Niemiec, gdzie się osiedlą, pieniądze na ich utrzymanie najpewniej zostaną pobrane z funduszy unijnych. Ich utrzymywanie i tak nas dotknie. Dotkną nas, prędzej czy później, konsekwencje zmian demograficznych spowodowanych przez tą wielką migrację.
Zostaliśmy, jako Polacy, postawieni w podobnej sytuacji, co niegdyś pod Wiedniem. Znów stajemy w obronie chrześcijańskiej Europy. Choć ta dziś upada i pogrąża się w moralnej zgniliźnie, nie możemy przykładać ręki do tego zniszczenia. Nie powinniśmy również wpuszczać wrogów, którzy już na granicy okazują nienawiść i złość względem Polaków, ciskając kamienie i przekleństwa w kierunku polskich służb. Czy takie osoby będą przykładnymi obywatelami? Czy ktoś chciałby mieszkać obok takiego sąsiada? A przecież ci ludzie, gdy zostaną wpuszczeni, gdzieś się osiedlą. Staną się czyimiś sąsiadami. I tu ponownie przebija się hipokryzja lewicy, która, domagając się przyjęcia imigrantów, nabiera wody w usta gdy tylko pojawia się wzmianka o tym, że trzeba by ich gdzieś zakwaterować...
Wkrótce po gwałtownej eskalacji kryzysu na granicy polsko-białoruskiej wezbrała fala oburzonych celebrytów, którzy pojechali rzekomo pomagać na granicy. Zrobili zrzutki na jedzenie, śpiwory i artykuły higieniczne oraz... telefony i power-banki. Jak tłumaczy lewica, dziś są to artykuły pierwszej potrzeby, podobnie, jak papierosy. Cóż, widocznie czasy się zmieniają... W mediach społecznościowych szybko pojawiły się relacje influencerek, które chodziły po polskich lasach i szukały nielegalnych imigrantów, aby udzielić im pomocy. To pewna pani znalazła dziecięcego kalosza, tu inna celebrytka znalazła butelkę po alkoholu, wytykając Polakom bałaganiarstwo...
Zrzutki na rzekomą pomoc spotkały się ze sporym odzewem i sympatią społeczeństwa. W końcu dlaczego by nie pomóc? Miło mieć poczucie, że zrobiło się dobry uczynek. I faktycznie, ubrania, jedzenie, a nawet wspomniane power-banki popłynęły strumieniem do osób i organizacji, które ze łzami w oczach rozwodziły się nad losem biednych uchodźców. Zastanówmy się przez chwilę, czy taka pomoc w ogóle ma sens? Jeśli jakakolwiek osoba bądź grupa faktycznie spotka w lesie imigrantów po polskiej stronie granicy (zabawne, ale na Białoruś nikt jakoś nie pojechał z pomocą) ma obowiązek zgłosić takie spotkanie odpowiednim służbom. Dlaczego? Ponieważ doszło do spotkania z osobą, która nielegalnie przekroczyła granicę i nie ma prawa znajdować się w Polsce. Jeśli jednak celebryci bądź organizacje takiego spotkania nie zgłoszą, wówczas pomagają przestępcom.
Co więcej, biorą czynny udział w nielegalnym procederze. Nakarmią, ubiorą imigrantów, a później puszczą ich w dalszą drogę? Jest to oczywiste łamanie prawa, a, co chyba gorsze, dawanie jasnych sygnałów kolejnym nielegalnym przybyszom: Zapraszamy, nie przejmujcie się prawem, forsujcie granicę! Ubierzemy was, nakarmimy i puścimy wolno do Niemiec! Widać więc gołym okiem, że jest to działanie zwyczajnie szkodliwe. Pozwala przecież choćby na bogacenie się przemytnikom i handlarzom ludźmi, którzy później na tychże migrantach dobrze zarobią. Ciężko je w ogóle nazwać pomocą. Jest to raczej niefrasobliwe trzaskanie szabelką z przekonaniem, iż zrobiło się coś dobrego. W rezultacie jednak, jak większość działań lewicy, przynosi więcej szkód niż pożytku.
Faktem jest, że wśród imigrantów przybywających do Polski znajdują się również osoby, które faktycznie potrzebują pomocy. Tej, od lat zresztą, udziela im choćby Caritas Polska. Polski Caritas prowadzi 3 Centra Pomocy Migrantom i Uchodźcom, w Szczecinie, Kaliszu i Warszawie.
Zapewniają one systematyczną pomoc w zakresie integracji międzykulturowej, doradztwa zawodowego, pomoc psychologiczna, prawną, zajęcia w świetlicach, pakiety edukacyjne. Caritas diecezjalne realizują samodzielnie pomoc dla uchodźców (Caritas Archidiecezji Gdańskiej, Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, Caritas Archidiecezji Poznańskiej). Obecnie Caritas Archidiecezji Białostockiej pomaga grupie Afgańczyków ewakuowanych z Kabulu. Od 2018 r. prowadzone są świetlice dla dzieci cudzoziemskich w Kaliszu, Szczecinie, Olsztynie. Dla dzieci uchodźczych organizowane są wakacyjne wyjazdy integracyjne. W latach 2019-2020 skorzystało z tej formy wsparcia 280 dzieci. Część środków z ogłoszonej zbiórki będzie przeznaczona na pomoc uchodźcom w Polsce.
Jeśli ktoś posiada środki i pragnie pomóc faktycznym uchodźcom, może zarówno dokonać wpłaty na kontu Caritas, jak i zgłosić się na wolontariat. Tylko działając w sposób legalny i zorganizowany można faktycznie pomóc tym, którzy rzeczywiście pomocy potrzebują.
Istnieje ogromne prawdopodobieństwo rozwoju w Afganistanie kryzysu humanitarnego, którego skala może być podobna do rozmiarów kryzysów w Jemenie, Syrii czy Wenezueli. W obliczu tej dramatycznej sytuacji, Caritas Polska zdecydowała się uruchomić zbiórkę na najpilniejsze potrzeby osób dotkniętych trwającą sytuacją. Pomoc Caritas trafi do afgańskich uchodźców kilkoma drogami. Najwięcej Afgańczyków dostaje się do sąsiadujących z ich krajem państw, m.in. Pakistanu. Caritas Polska będzie pomagać we współpracy ze swoim pakistańskim odpowiednikiem.
Wsparcie Caritas Pakistan poprzez transfer środków na podstawie dokonanego rozpoznania potrzeb. Planowany zakres 3-miesięcznej interwencji humanitarnej: natychmiastowa pomoc dla 1500 rodzin (około 7,5 tys. osób): żywność artykuły pierwszej potrzeby (zestawy kuchenne, zestawy pościelowe, koce), zapewnienie schronienia i zestawy higieniczne - informuje polski Caritas.
Jak zatem widzimy, Polacy podejmują szereg szczytnych inicjatyw, aby pomóc faktycznie potrzebującym imigrantom i uchodźcom. Da się to uczynić w sposób legalny, właściwy moralnie. Nie trzeba od razu biegać po lesie, szukając przybyszy, którzy wbrew prawu wdarli się na terytorium Rzeczypospolitej.
Rzeczywistość jest znacznie mniej ckliwa, niż chciałyby tego media czy politycy. Biorąc pod uwagę te suche fakty, odsuńmy emocje na bok i podejmujmy decyzje najlepsze przede wszystkim dla naszych dzieci. Pamiętajmy, że istnieją zarówno legalne sposoby przekraczania granicy, jak i udzielania pomocy faktycznym uchodźcom. Nie bójmy się pytać i mówić: „Nie!” ponieważ gra toczy się o życie i bezpieczeństwo przyszłych pokoleń, oraz naszych najbliższych. Jako chrześcijanie, miejmy oczy i uszy otwarte i nie zapominajmy o porządku miłosierdzia.
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.