Już nasi starożytni przodkowie uznawali niezaprzeczalną wartość estetycznej triady: dobra, prawdy i piękna. Zgodnie z nią wszystko, co wartościowe i godne pożądania mieści się właśnie w tych obszarach znaczeniowych. Co ciekawe, starożytni Grecy posiadali niezwykle celną intuicję. Nawet będąc poganami, podążali ku temu, co uznawali za wartości najwyższe, kierując się jedynie logiką i własnym rozeznaniem.
Wszystkie przymioty triady można przypisać samemu Bogu. Dążenie człowieka do ich osiągnięcia, poznania i zgłębienia wydaje się być naturalnym mechanizmem wpisanym w ludzką naturę. Ta bowiem, choć grzeszna i skalana, posiada wyrytą głęboko, niezmywalną prawdę, iż człowiek został stworzony „na obraz i podobieństwo Boże”. Nic więc dziwnego, że człowiek – mający tak wspaniałe pochodzenie – nie przestaje poszukiwać w swoim życiu rzeczy wyższych, cenniejszych, trwałych. Ta naturalna skłonność wydaje się być zupełnie ignorowana i odrzucana przez „postępowy” świat, w którym króluje sztuka współczesna.
Wszelkiego rodzaju sztuka już od zarania swego istnienia zdawała się być próbą zawarcia tego, co ponadczasowe, ulotne i boskie, w materialnej powłoce. Jako szczególnie nam bliska, najlepszym przykładem zdaje się być oczywiście starożytna Grecja. Rzeźby, które wyszły spod dłut dawnych mistrzów do dziś zapierają dech w piersi.
Setki lat przed Chrystusem powstał słynny „Dyskobol” Myrona, w genialny sposób ukazujący ruch ludzkiego ciała i idealną anatomię. Rzeźby zdobiące świątynię Ateny, słynny Partenon – choć stworzone ku czci pogańskiego bóstwa, mają w sobie niezaprzeczalne pokłady piękna i do dziś zachwycają swoimi „mokrymi szatami”. Grecki artysta Praksyteles, nazywany „rzeźbiarzem piękna” dał światu niezwykle bogatego w detale „Hermesa z małym Dionizosem”. Można więc zauważyć, iż starożytni – choć błądzili w swoim politeizmie, nie czcząc jedynego Boga – starali się dążyć do uchwycenia i przekazania potomnym przymiotów boskich, ponadczasowych.
Jakże odmiennie od współczesnej lewicy! Cóż bowiem znaczy dla „postępowego” świata prawda, dobro i piękno? Agresywne w swym wyrazie ideologie nie tylko odrzucają całą triadę jako zapewne „przestarzały wymysł patriarchatu”, ale i otwarcie drwią z niej na każdym kroku, przeinaczając i wykrzywiając obraz rzeczywistości.
Klasyczne piękno zostało już dawno odrzucone. Zepchnięto je do lamusa jako pewną nudną zaszłość historii. Wszystko bowiem jest subiektywne. Wydaje się, że nim umarło piękno, skonała prawda. Nie można już bowiem nazwać kiczu kiczem, brzydoty i wulgarności określić po imieniu. Wszystko może być dziełem sztuki – nawet fekalia. Nie, niestety nie jest to żart.
Niezwykłe jest zamiłowanie współczesnych artystów nie tylko do brzydoty, ale i wszystkiego, co niegdyś uznano by za „obrzydliwe”. Jak bowiem inaczej nazwać „pracę” z ekskrementami? Chiński rzeźbiarz Zhu Cheng na przykład stworzył 61-centymetrową reprodukcję Venus z Milo. Rzeźbę wykonano w całości z ludzkich odchodów. Artysta twierdzi, iż chciał połączyć świat brzydoty i piękna. Czy było warto...? Najwyraźniej tak, gdyż „Gówniana Venus” została sprzedana za 150 tysięcy złotych.
Można powiedzieć, iż Cheng włożył przynajmniej pewną pracę w rzeźbienie. To jednak wcale nie jest konieczne, aby zostać zauważonym i docenionym przez krytyków. Włoski artysta „wyprodukował” 90 puszek ze swoimi odchodami, zgarniając za nie fortunę. „Dzieła” błyskawicznie rozeszły się po świecie, robiąc prawdziwą furorę.
Piero Manzoni, gdyż tak nazywa się artysta, zamierzał sprzedawać je po cenie złota. Mieszczące w sobie 30 gram ekskrementów puszeczki rzeczywiście wyceniono na 37 dolarów za sztukę. Z czasem ich wartość znacząco wzrosła, w 2007 roku osiągając rekordową cenę 630 tysięcy złotych. Cóż można rzec o tak pojmowanej „sztuce”? Jeszcze stosunkowo niedawno osobę zachowującą się w podobny sposób czekałaby martwa cisza i towarzyskie wykluczenie - kto wie, czy nie terapia...? Dziś jednak jest światowej sławy „artystą konceptualnym”.
Nic zresztą dziwnego, że Manzoni poszedł w tym kierunku, skoro jego inspirację stanowiły „prace” Marcela Duchampa, mistrza dadaizmu. To on, w roku 1917, stworzył słynną „Fontannę”. Tak, chodzi o pisuar.
Jak zauważył Dostojewski ustami księcia Myszkina, to „piękno zbawi świat”. Rzecz jasna, jedynie Chrystus może zbawić duszę człowieka, a samo piękno nie posiada takowej mocy sprawczej. Nakierowuje jednak myśli człowieka ku Stwórcy.
Czyż widząc malowniczy, letni poranek spowity mgłami nie nachodzi nas refleksja nad cudem stworzenia? Czy, nawet zabiegani i zmęczeni pracą, nie przystajemy zdumieni i pełni podziwu na widok pięknego zachodu słońca? Bóg stworzył wszystko, co piękne. Co dobre i prawdziwe. Wydaje się więc, że szczególny wstręt lewicowych środowisk do piękna jest jak najbardziej logiczny.
Szatan znany jest przecież z wykrzywiania, obrzydzania boskich darów. W swej pysze i złośliwości wyszydza je, tworząc swoje własne, karykaturalne dzieła. Piękno wydaje się być jego szczególnym wrogiem. O ile bowiem prawdę można zakłamać, wmawiając ludziom szeroko pojęty relatywizm, tak samo, jak pojęcie dobra, piękno jednak postrzega każdy, niezależnie od stopnia wykształcenia czy poglądów. Każdy człowiek posiada pewną wrażliwość zarówno na nie, jak i na sztukę.
Aby ostatecznie oddzielić ludzkość od jakże szlachetnej triady, szatan musiał odciąć sztukę od piękna – i udało mu się to, niestety, nad wyraz dobrze.
Pozbawione Boga sztuka współczesna nie ma już oparcia w naturze, nie stara się uchwycić jej ulotności i wdzięku. Raczej wybiera z niej to, co powinno zostać okryte milczeniem by wzbudzić kontrowersje. Nie skupia się, wzorem starożytnych jak i chrześcijańskich twórców, na oddaniu w rzeźbie, obrazie czy słowie piękna ludzkiego ciała i umysłu. Poszukuje rozgłosu, choć nie ma nic do przekazania. Jest pusta, próżna i skupiona jedynie na „wyrażaniu siebie” przez artystę. Nie posiada głębszego przekazu, próbując być środkiem i celem samym w sobie. Nie zachwyca, lecz szokuje, dziwi, obraża i zniesmacza.
Odchodząc od jakichkolwiek wartości, lewicowa „sztuka” staje się smutną parodią skupiającą się na brzydocie i napompowanych sloganach. Szatan musi być dumny ze współczesnych artystów, nieprawdaż?
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.