Temat mordowania nienarodzonych notorycznie powraca w debacie publicznej. Wydaje się, że za każdym razem dyskusja posuwa się kroczek naprzód, coraz głębiej i głębiej w rozpadliny piekielnego zepsucia. W prawdziwej i strasznej, aborcyjnej awangardzie stoją tu nieodmiennie "Dziewuchy", dziarsko wymachujące czarnymi parasolkami i domagające się aborcji na żądanie. Jednocześnie, pchają one debatę uparcie na Zachód, notorycznie przesuwając ramy Okna Overtona.
Nie każdy pamięta, iż temat legalnej aborcji poruszano przed laty głównie w kontekście ofiar gwałtów. Straszne przeżycia skrzywdzonych kobiet, którym pod każdym względem należy się opieka i współczucie, wykorzystywano sprytnie do rozpoczęcia tematu aborcji. Dlaczego ofiara ma cierpieć przez tak straszny czyn? Czemu ma donosić ciążę, będącą wynikiem przestępstwa? To okrutne i nieludzkie. Wielu ludzi zgodziło się z tą narracją, przyjmując, iż aborcja w pewnych momentach jest "najlepszym wyborem". Sami siebie chętnie określili jako "pro-choice", grupę, której brzmienie kojarzy się pozytywnie, bo przecież z wolnością wyboru. Sądzili z pewnością, iż swoją "rozsądną" i uzasadnioną decyzją robią coś dobrego, stają po stronie ofiary (nie widząc jednocześnie ofiary w bezbronnej istocie, którą ktoś rozerwie na kawałki...)
Minęło kilkadziesiąt lat. Ludzie powszechnie przyjęli, iż ciąża będąca wynikiem przestępstwa może być "terminowana". Tak samo usunąć można dziecko, które posiada wady wrodzone. Jak i to, które potencjalnie zagraża życiu matki. Albo matka zadecyduje, iż wcale swojego dziecka nie chce z jakiegoś powodu. Więc warto dać jej prawo, by się "problemu" pozbyć, tak do 12 tygodnia ciąży. A może do 24? Właściwie, dlaczego nie?
Na przestrzeni kilku dekad doszliśmy do momentu, gdy aborcja zaczęła być postrzegana nie jako ostateczność, ale prawo człowieka, którego nie powinno się nikomu odmówić. Nikomu, gdyż aborcji mogą domagać się dziś "osoby z macicami", a nie jedynie kobiety. Oprócz zwykłych ludzi, nieznających procedur medycznych, "prawo do aborcji" poparło wielu lekarzy. Ci "postępowi" medycy z dumą stanęli "po stronie kobiet", domagając się dla nich "prawa do aborcji". Dziś okazuje się, że zrobili... zbyt mało, a ich poglądy są już nie dość "postępowe", jak na miarę naszych czasów. Tychże medyków wywołały do tablicy niezastąpione "Dziewuchy Dziewuchom", będące bodaj najbardziej fanatycznym aborcyjnym fanpejdżem, jaki można znaleźć w polskim Internecie.
Zrobiłyśmy to. Wywołałyśmy do odpowiedzi polskich lekarzy i polskie lekarki, którzy w mediach uchodzą za progresywne środowisko. Są przywoływani w kontekście haseł pro-choice i wolnego wyboru. Zyskują status influencerski – tak, jak niegdyś Romuald Dębski, którego mit z niejasnych powodów trwa do dzisiaj, choć odmówił aborcji Alicji Tysiąc. Przypomnijmy: dosłownie podarł jej skierowanie na strzępy - napisały z dumą "Dziewuchy".
Czyn ten, zdaniem autorek, jest czymś skandalicznym. Równie skandaliczne jest to, że dziś aborcja podlega "ograniczeniom czasowym". Podobnie pytanie o powody, dla których kobieta chce zabić swoje dziecko, jest niegodne i woła o pomstę do nieba. No bo jak to tak, trzeba argumentować, dlaczego chce się śmierci własnego dziecka? To niewygodne, a pewnie i stresujące. Co gorsza, kobietę mogłoby zacząć niepokoić zdławione dotychczas sumienie. A tego nikt by nie chciał, czyż nie? Dlatego aborcja powinna być dostępna zawsze, od ręki i bez refleksji.
Jak guma-kulka z automatu.
Zadałyśmy pytanie wprost – czy jest Pan/Pani za prawem do aborcji na żądanie? Na żądanie – to znaczy bez ograniczeń czasowych i bez pytania o powody. Jakie są wnioski? W Polsce nie ma ginekologów ani ginekolożek, położników ani położnych, którzy publicznie opowiadają się za wolnym wyborem. Mamy za to płodologów, którzy lobbują za kolejną edycją aborcyjnego „kompromisu” - tym razem zawiązanego między środowiskiem medycznym, a władzą.
Jak twierdzą same "Dziewuchy", stanowisko lekarzy (pogardliwie nazwanych "płodologami") nie jest dla nich niczym dziwnym. Z bólem przyznają, że ciężko w Polsce o medyków z "kanadyjską" (jedyną właściwą) mentalnością.
Za wzór lekarza podają tu Henry'ego Morgentalera, odpowiedzialnego za "postęp" prawa aborcyjnego w Kanadzie. Człowiek ten zabijał nienarodzone dzieci w czasach, gdy nawet Kanada tego zakazywała. Jego postawę środowiska pro-aborcyjne uważają za wręcz bohaterską. Był pionierem. Albowiem, zgodnie z prawem czy nie, aborcji powinno się dokonywać niezależnie od okoliczności - tak głoszą dziś, rzekomo bardzo postępowe, środowiska feministyczne.
To nie jest dla nas zaskoczenie – odkąd działamy aktywistycznie, monitorujemy opinie lekarzy i lekarek, licząc na zmianę ich mentalności. Na próżno rozglądamy się za nowym Henrym Morgentalerem, który odmawiając stosowania niesprawiedliwych przepisów, zmienił prawo antyaborcyjne w Kanadzie. Dziś nie ma tam żadnych ograniczeń dla przerywania ciąży – nie ma terminów granicznych ani odpytywania z powodów decyzji o aborcji.
Dr Anna Parzyńska - @doctorashtanga – uznaje za postawę prochoice: aborcję bez podania przyczyn do 12 tygodnia, w przypadku nieprawidłowości u płodu do 22/24 tygodnia, a w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia bezterminowo. A zatem, jeśli upłynie 12 tygodni i jeden dzień, przestaje być sojuszniczką potrzebujących. Tak samo, jak wtedy, gdy wady płodu zostaną stwierdzone po 24 tygodniu. To nie jest wolność wyboru – to tworzenie kryteriów opartych na płodocentrycznej mentalności.
Dr Maciej Socha @nagi_ginekolog odpisał nam w wiadomości prywatnej, że gdyby mógł stanowić prawo, to aborcja byłaby dostępna do 12 tygodnia ciąży niezależnie od przyczyny. Łaskawy pan? To znaczy, że jeśli upłynie wyssany z palca termin 12 tygodni, ciężarna traci podmiotowość. Jest po prostu załącznikiem do swojej niechcianej lub wadliwej ciąży. Musi zmieścić się w wąskich widełkach kolejnych wymagań, aby wyegzekwować swoje niezbywalne prawo.
"Niezbywalne prawo" do zabicia niewinnego dziecka. Tak, oczy Was nie mylą. Zgadza się, aborcjonistki mówią o tym zupełnie otwarcie. Na tym nie kończą się jednak skargi rozsierdzonych feminazistek.
Oburzenie "Dziewuch" wywołał również fakt, iż jeden z lekarzy przyznał, iż nie popiera "przerywania zdrowych ciąż". Zatem nie jest zwolennikiem zabijania nienarodzonych, zdrowych dzieci, które mają szansę przyjść na świat za kilka miesięcy, nie zagrażając życiu ani zdrowiu matki. Jak się jednak okazuje, taki głos z ust lekarza nie miał prawa się pojawić. Zamiast o ludzkiej naturze, świadczy bowiem o... zacofaniu i nienawiści do kobiet.
Zwolenniczki aborcji na życzenie okrzyknęły go bowiem haniebnym pomysłem zmuszania kobiet do donoszenia niechcianej ciąży. Same między wierszami przyznały, iż według nich "ciąża z wpadki" powinna być usuwana za każdym razem, jeśli tylko kobieta sobie tego zażyczy. W końcu to jej "niezbywalne prawo". No tak.
Dr Maciej Jędrzejko @maciejjedrzejko nie skorzystał z pola do zabrania głosu, ale to nic nie szkodzi, bo w wywiadzie dla Onet Rano przyznał skwapliwie, że nie jest „zwolennikiem przerywania zdrowych ciąż”. A zatem ciąża z wpadki nie kwalifikuje się jego zdaniem do terminacji – trzeba ją donosić jak pański krzyż.
Dr Marta Wójcik @marta_lekarzkobiet zaczęła swoją odpowiedź hasłem „Kim ja jestem, że miałabym decydować za kogoś?”. Dodała też, że wybór powinien mieć każdy człowiek. Ale do czasu, bo na wieść, że w Kanadzie prawo nie wprowadza ograniczeń czasowych do aborcji szybko się zreflektowała - „aborcja bez medycznych wskazań (czyli na żądanie) w 40 tygodniu ciąży (czyli donoszonego płodu)? Nigdy w życiu. Więc nie, nie jestem za takim prawem.” Dodajmy tylko, że w tak późych okresach nie przeprowadza się aborcji - wywołuje się poród. Ale mniejsza o to - postulat „moje ciało, mój wybór” traci datę ważności w okresie, który lekarka uzna za stosowny. To nie jest żadna autonomia – to zakaz z wyjątkami. Ten, kto się w nich nie zmieści, nie uzyska do świadczenia medycznego jakim jest aborcja.
W świecie aborcjonistek wszystko jest łatwe, oczywiste i przyjemne. Nawet tak dramatyczna procedura, jak zabicie maleńkiego człowieka, nie jest żadnym problemem. Lekarka, która sprzeciwia się zabijaniu zdrowego, rozwiniętego dziecka zostaje z kolei odsądzona od czci i wiary.
Dr Wójcik wyjaśniała w swoim komentarzu, iż nie chce własnoręcznie pozbawiać życia "płodu", który często byłby w stanie przeżyć poza łonem matki. Do tego bowiem sprowadza się to, czego żądają aborcjonistki. Zamordowanie maleńkiego dziecka wydaje się niektórym lekarzom niepojęte. Przerażające, iż taki pojedynczy głos wywołał tak wielkie oburzenie zwolenniczek aborcji... Dlaczego jednak miałyby się czymkolwiek przejmować?
W końcu to nie one wstrzykną roztwór chlorku potasu w maleńkie serduszko, by przestało bić. Nie one będą się zastanawiać, co zrobić, jeśli dziecko przeżyje "wywołany poród". Co z nim zrobić? Zostawić, by skonało w męczarni? Umarło z wychłodzenia? Udusiło się, gdy jego płuca okażą się nie dość rozwinięte? To już nie ich problem! One chcą się pozbyć "kłopotu". I nic innego, nawet sumienie lekarzy, zupełnie ich nie interesuje. Bo wybór powinien mieć każdy człowiek, ale nie lekarz, który nie chce się zgodzić na morderstwo w białych rękawiczkach. Nie. On, powołując się na własne sumienie, staje się zajadłym wrogiem kobiet.
Dr Agnieszka Nalewczyńska @drnalewczynska uciekła się do sposobu strusia – wsadzając głowę w piasek. „Odpowiadając najkrócej jak się da, żeby nie wzbudzać zbędnej dyskusji: TAK.” - napisała, ale nie uściśliła do jakiego okresu ciąży uznaje żądanie pacjentki, choć pogłębiłyśmy pytanie. Należy się więc zastanowić dlaczego lekarka nie chce „wzbudzać zbędnej dyskusji” - kwestia dostępu do aborcji to nie jest kontrowersja, jeśli szanuje się prawa osób z macicami. Będziemy więc dopytywać o szczegóły - piszą dalej "Dziewuchy".
Dopóki tak prezentuje się mentalność najbardziej „progresywnej” i najgłośniejszej części polskiego środowiska ginekologiczno-położniczego, to Aborcja bez granic będzie nam potrzebna jeszcze przez długie lata. Ktoś będzie musiał ratować osoby w niechcianej ciąży wystawione do wiatru przez lekarski establishment - komentują na koniec z żalem "aktywistki".
W takiej sytuacji nie wiadomo nawet, jak zareagować. Pozostaje chyba jedynie gorzki płacz nad stanem społeczeństwa i tych wszystkich kobiet, które w ramach swojego "aktywizmu" domagają się mordowania dzieci do samego porodu. A może i po nim, bo w zasadzie - dlaczego nie? Przecież nie można ograniczać kobiet do tych "wąskich widełek czasowych", nieprawdaż?
Ponownie potwierdza się, że rewolucja pożera własne dzieci. W końcu lekarze, których napiętnowały "Dziewuchy" nie są żadnymi "tradsami". Popierają "wolny wybór", często zabijanie nienarodzonych do 12 tygodnia ciąży. Mogłoby się wydawać, że są całkiem "postępowi".
Najwyraźniej, nie dość postępowi na miarę naszych czasów. Próbując stanąć "po stronie kobiet", zostali potępieni przez najbardziej zaciekłe wojowniczki nowego porządku świata i marksistowskiej rewolucji. W licznych hasztagach pod postem ogłoszono ich "papierowymi sojusznikami", którzy nie są DOŚĆ zaangażowani w "sprawę kobiet". O ironio...
Tu ujawnia się typowe dla marksistów, sukcesywne zawłaszczanie pojęć i całych tematów dyskusji publicznej. To wiecznie nienasycone istoty, których nie da się zaspokoić. Trzeba być stale "bardziej", stale "iść do przodu", odkrywać nowe, nieznane rewiry wypaczenia. Doskonale obrazuje to zawarta na końcu grafika, ukazujące wszystkie etapy stawania się "pro-choice". Okazuje się bowiem, iż bycie "pro-choice" to nie przyzwolenie na aborcję w przypadku gwałtu, albo przez wzgląd na wrodzone wady dziecka. "Pro-choice", jak twierdzą na modłę Zachodu aborcjonistki, to popieranie WSZYSTKIEGO. Każdy powód do aborcji jest dobry. Żadnego nie można podważać, negować czy oceniać pod względem moralnym.
Tu nie ma już mowy o zagrożeniu życia, o przestępstwie (jak to niegdyś głośno wołano). Wystarczą takie błahostki, jak psychiczny dyskomfort kobiety lub jej trudna sytuacja finansowa. Jak trudna? Nieważne! Tu nie ma i być nie może żadnych ram, zasad, wyznaczników. Powodem może być również zwyczajne "nie bo nie". Nie chcesz dziecka, więc musi umrzeć.
Jeśli jesteś "pro-choice", musisz być w konkretny, wyznaczony przez mądrzejszych sposób. Musisz zgadzać się na aborcję z każdego, nawet najbardziej kuriozalnego wyboru. Bo wybór jest wszystkim. Stał się świętością samą w sobie. Świętością, w imię której niszczy się nawet tych, którzy sami myśleli, że idą z aborcjonistkami w jednym szeregu. Co z tego, że w grę wchodzi życie malutkiego człowieka... W swoim szaleństwie fanatycy zabijania nienarodzonych stawiają ponad nim swoją własną, uświęconą wygodę i dobre samopoczucie.
"Dziewuchy" ukazują jasno i wyraźnie, do czego tak naprawdę dążą "postępowe" środowiska. Pod postem zamieściły również jakże uroczą "ściągawkę". Dotyczy ona... "samoobsługi aborcyjnej w drugim trymestrze ciąży". Czyli wtedy, gdy dziecko zaczyna ssać palec i przygotowuje się do samodzielnego oddychania, poruszając malutką jeszcze klatką piersiową. Dla niektórych jednak wciąż jest tylko zlepkiem komórek, który można bez żalu spuścić w toalecie.
Warto zaznaczyć, iż aborcyjny fanatyzm budzi jeszcze znaczny sprzeciw wśród kobiet. Wiele popierających akcje "Dziewuch" użytkowniczek otwarcie skrytykowało post, w którym zajadła tłuszcza domaga się aborcji w dowolnym momencie ciąży. Prawdopodobnie ze względu na negatywny odzew, możliwość komentowania wpisu została zablokowana.
Nie można mieć wątpliwości, iż aborcyjna rewolucja niczym potężny sztorm, posuwa się naprzód. Każda granica zostaje sukcesywnie, powoli, lecz skutecznie przesunięta. Warto zdać sobie z tego sprawę. Dziś, metodą małych kroczków, doszliśmy do momentu, gdy otwarcie wzywa się do mordowania dzieci na moment przed narodzinami. Zupełnie bezkarnie i na forum publicznym, w świetle dnia. Beztroskie "przerywanie ciąży" popierają aktywiści, politycy, artyści. Zaś każdy, kto wyraża swój sprzeciw wobec tych przerażających idei, zostaje napiętnowanym wrogiem ludu i sprawy...
W obliczu tak strasznej rzeczywistości mogłoby się wydawać, iż nie ma nadziei. Że nie da się sprzeciwić tak potężnej fali nienawiści, która stopniowo pochłania świat. Nie jest to prawdą. Po przeciwnej stronie nienasyconej, aborcyjnej rewolucji stoi bowiem stale, prosta i pozbawiona złudzeń deklaracja Chrystusa:
„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”. (Mt 25,40)
Gdy chodzi o ludzkie życie, nie ma miejsca na kompromisy. Chrystus nie uznał "mniejszego zła", ani nie przeląkł się prześladowań i odsądzania od czci i wiary. Przypatrując się Jego postawie, powinniśmy o tym pamiętać. Szczególnie w czasach, gdy ryk rewolucjonistek co dzień się nasila.
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.