Święty Marcin z pewnością stanowi przykład patrona, którego kult ściśle złączył się z polską kulturą i tradycją. Obchody jego święta w dniu 11 listopada należą do jednych z bardziej uroczystych, szczególnie w okolicach Poznania. Skąd jednak rzymski legionista wziął się w Poznaniu?
Marcin z Tours jest postacią niezwykle ciekawą, prezentującą katolikom niezwykle szeroki przekrój duchowego rozwoju. Ten pochodzący z Panonii święty był bowiem podczas swojej ziemskiej wędrówki zarówno żołnierzem, jak i biskupem. Może się wydawać, iż jest to dość dziwne zestawienie, jako że służba wojskowa rzadko kiedy kojarzona jest dziś ze świętością. Święty Marcin pokazuje jednak dobitnie, iż jedno z drugim wcale nie musi się wykluczać.
To właśnie będąc legionistą św. Marcin dokonał jednego z najbardziej znanych uczynków miłosierdzia. Można być bowiem szlachetnym i prawym nawet służąc w wojsku. Jego niezwykłą historię opisano m. in. w przepięknym dziele Żywoty Świętych Pańskich, autorstwa Ojca Prokopa Kapucyna, wydanym przez Wydawnictwo 3DOM:
Święty Marcin urodził się w mieście Sabaczu dawnej Panonii w dzisiejszych Węgrach, około roku Pańskiego 320. Rodzice jego byli poganami, a ojciec dowódcą w wojsku Rzymskiem i syna do tegoż stanu sposobił - czytamy o wczesnych latach życia świętego.
Uczeni nie są zgodni co do narodzin św. Marcina, datując je na rok 335 lub 317 po Chrystusie. W zależności od przyjętej daty, święty miał służyć w wojsku, jeszcze jako młodzieniec, przez dwa lub nawet dwadzieścia pięć lat. Chrzest w Świętej Wierze Katolickiej miał przyjąć na krótko przed, lub po odbyciu służby. Obie teorie znajdują swoich zwolenników wśród współczesnych historyków. Przyszedł na świat w Sabarii, leżącej na terenie rzymskiej prowincji Panonii. W niektórych tekstach, nazwa ta figuruje jako Savaria, a jej dokładne położenie niestety nie zostało zlokalizowane. Aktualnie przyjmuje się, że najbardziej prawdopodobnym miejscem narodzin świętego są Węgry i miejscowość Szombathely.
Młody św. Marcin otrzymał od ojca imię o pogańskich korzeniach, odwołujące się do rzymskiego boga wojny, Marsa. Rodzina, której głowa piastowała zaszczytną rolę trybuna, wkrótce przeniosła się wraz z małym Marcinem do Włoch. To tam chłopiec poznał chrześcijan i po raz pierwszy zetknął się z naukami Chrystusa. Co niezwykłe, już jako 10-latek wpisał się na listę katechumenów. Jednak rodzina, w której mocno zakorzenione były wierzenia pogańskie, nie chciała przystać na chrzest przyszłego świętego. Przeciwny był mu nawet miejscowy biskup, obawiający się reperkusji spowodowanych gniewem wpływowego ojca chłopca. Dlatego właśnie, Marcin przyjął chrzest jako dojrzały młodzieniec.
Św. Marcin wstąpił do wojska w wieku lat 15, zostając rzymskim legionistą. Złożył przysięgę wraz z ukończeniem pełnoletności, w wieku 17 lat. Wiadomo, iż w roku 338 święty został przeniesiony wraz ze swoim garnizonem aż do Galii, w pobliże miasta Amiens.
To właśnie w Galii miało miejsce słynne zdarzenie, które każde dziecko na pewno kojarzy ze świętym Marcinem. W trakcie mroźnej zimy, młody naśladowca Chrystusa napotkał półnagiego żebraka. Widząc go, oddał mu połowę swojego żołnierskiego płaszcza, aby mężczyzna nie zamarzł na śmierć. W nocy po tej sytuacji doznał we śnie cudownego objawienia. Zobaczył w nim Chrystusa odzianego w jego żołnierską opończę, mówiącego do aniołów: Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen, przyodział.
Po tych zdarzeniach św. Marcin uznał, iż nie może dłużej pełnić służby wojskowej. W tamtych czasach miało bowiem panować przekonanie, iż chrześcijanie nie powinni przelewać krwi na wojnie. Zgodnie z głosem sumienia, młody święty poprosił o zwolnienie ze służby. Prośba spotkała się jednak ze zdecydowaną odmową. Młodemu legioniście groziło aresztowanie.
Św. Marcin poprosił jednak, aby pozwolono mu iść na front w pierwszym szeregu, bez broni. Miał walczyć jedynie znakiem krzyża świętego. Ten niezwykły wyraz głębokiej i żywej wiary zaskoczył przełożonych. Okazało się, że tego samego dnia przed bitwą Germanie poprosili o pokój, efektem czego nie doszło do starcia. Uważa się, iż nagła kapitulacja barbarzyńców nastąpiła w cudowny sposób.
Po powrocie do domu, św. Marcin ostatecznie zdecydował o odejściu ze służby. Porzucił walkę z widzialnym wrogiem, na rzecz nieustępliwej walki z siłami nieczystymi. Udał się na Węgry do swoich rodziców, których zdołał nawrócić na Świętą Wiarę Katolicką, nim odeszli do Pana:
Wyszedłszy święty Marcin z wojska, które podówczas w Galii przebywało, udał się do świętego Hilarego Biskupa Pitkawskiego, którego sława już wtedy wszędzie głośną była, i poddał się jego duchowemu przewodnictwu. Święty Hilary poznawszy w nim wielką świątobliwość, chciał go co prędzej na kapłana wyświęcić, lecz Marcin wyprosił się od tego, a mając sobie nakazane przez Pana Boga w objawieniu, aby dla nawrócenia rodziców udał się do nich, puścił się do ojczyzny swojej do Węgier. W drodze tej napadli go rozbójnicy i związanego, aby potem domagać się za niego wykupu, wiedli w głąb lasu. Ten któremu powierzono straż nad nim, widząc go wśród takiego niebezpieczeństwa, (bo mu i śmiercią grozili), najspokojniej modlącego się, spytał go kim jest, i dlaczego niczego się nie lęka? Jestem chrześcijaninem, odrzekł na to Marcin, a że wiem iż Bóg mój jest wszędzie obecny, więc się niczego nie obawiam". Poczem wdawszy się z tymże strażnikiem w rozmowę o religii, tak go sobie ujął, iż ten wraz z Marcinem uszedł, a zostawszy chrześcijaninem przykładne życie prowadził - czytamy na stronicach Żywotów Świętych Pańskich.
Znajdując się nieco później w Mediolanie, wystąpił przeciwko arianom, których herezje były w owym czasie niezwykle popularne w okolicy. Ci zdecydowali o wyrzuceniu świętego z miasta, ponieważ sprzeciwiał się głoszonym przez nich schizmatycznym teoriom.
Opuściwszy niegościnny Mediolan, święty Marcin udał się do Francji, gdzie w mieście Poitiers został serdecznie ugoszczony przez świętego Hilarego, tamtejszego biskupa. To właśnie święty Hilary wydzielił Marcinowi pustelnię w pobliskim Liguge, aby mógł wieść upragnione życie poświęcając się całkowicie służbie Chrystusowi. Kontemplując prawdy wiary wraz z kilkoma towarzyszami, w roku 360 święty Marcin stał się jednym z ojców życia zakonnego Francji.
Życie w klasztorze nie trwało jednak tak długo, jak życzyłby sobie tego sam święty. Historia ta ukazuje, iż czasami Bóg przeznacza ludziom ścieżki, którymi oni sami wcale nie chcieliby podążyć. Gdy w roku 371 zmarł biskup Tours, wierni z całej okolicy głośno domagali się, aby jego funkcję objął właśnie święty Marcin. Jego niezwykłe życie oraz liczne cuda sprawiły, iż miejscowi z całego serca pragnęli, aby to on stanął na czele miejscowego Kościoła. Sam święty, zapewne ze względu na wielką pokorę, wcale nie kwapił się do przyjęcia zaszczytnego stanowiska, woląc pozostać w pustelni. Aby nakłonić go do objęcia biskupiego tronu, wierni musieli posłużyć się fortelem.
Jedna z historii głosi, iż któryś z mieszczan specjalnie przyjechał do świętego pustelnika z prośbą o uzdrowienie chorej żony. Gdy Marcin pojawił się w mieście, został praktycznie siłą zaprowadzony do katedry. Zebrany lud błagał go gorąco o przyjęcie godności biskupa.
Inna legenda głosi, iż szczególną rolę w całej historii odegrały gęsi. Święty miał bowiem uciec przed tłumem i schronić się w komórce z drobiem. Fakt ten obrazuje nader wymownie, jak bardzo niechętny był on do przyjęcia zaszczytu. Gęsi jednak, wśród których skrył się święty, ani myślały dochować tajemnicy. Podobno wydały go głośnym gęganiem, zdradzając kryjówkę pobożnego męża. 4 lipca 371 roku Marcin otrzymał święcenia kapłańskie i sakrę biskupią. Od tamtej pory również gęś, zwana gąską świętomarcińską, stała się jego atrybutem. Po dziś dzień maluje się świętego w towarzystwie gęsi.
Mimo, iż święty Marcin urząd biskupa sprawował przez 26 lat, prowadził życie wyjątkowo cnotliwe i nader skromne. Jak opisują kronikarze, życie swe trapił włosiennicą i postami. W przeciwieństwie do innych galijskich hierarchów, odrzucił wystawny styl życia, nieustannie troszcząc się o ubogich i skrzywdzonych. Święty wstawiał się za niewinnymi i niesłusznie oskarżonymi, zawsze okazując im niezwykłe miłosierdzie i wyrozumiałość. Spędzając czas na służbie wiernym, pochylał się z troską nad ich codziennymi problemami.
Uczestniczył również w synodach. Przyjaźnił się z innymi wielkimi świętymi tamtego okresu: Ambrożym, Wiktorynem i Paulinem z Noli. Jednocześnie, pozostawał nieugięty w walce z pogaństwem. Zapoczątkował burzenie pogańskich świątyń i bożków, w których wciąż praktykowano bałwochwalcze obrzędy. Skutecznie chrystianizował kolejne tereny, dołączając mnóstwo dusz do Świętego Kościoła Katolickiego.
Jeszcze za życia nazywany był mężem Bożym. Współczesny mu hagiograf Sulpicjusz Sewer zanotował wiele cudów wymodlonych przez biskupa Marcina. Zapisano także niezwykle wielką liczbę nawróconych przez niego pogan. Sam Sulpicjusz opisywał również walkę bidkupa z duchami nieczystymi, które atakowały go tym częściej, im więcej dusz nawracał na wiarę w Chrystusa.
Z wdzięczności za dokonane przezeń dobrodziejstwa, Francuzi obrali go swoim patronem. Święty Marcin zmarł 8 listopada 387 roku, wyczerpany zaprowadzaniem zgody pomiędzy wiernymi, a duchowieństwem w Candes. Na jego pogrzebie stawiło się wielu biskupów i księży oraz około 2000 mnichów i mniszek. Tłumy wiernych ciężko było zliczyć. 11 listopada, sprowadzone Loarą ciało świętego pochowano w Tours.
Jak wskazują źródła, święty Marcin był niezwykle popularnym świętym w całej Europie. Na jego pamiątkę nazwano liczne miejscowości, wymyślano również przysłowia i porzekadła. W samej Polsce znajduje się około 200 wsi i miasteczek, zawdzięczających swe nazwy temu świętemu.
W Poznaniu w sposób szczególny ukochano świętego Marcina, już w XII wieku fundując kościół pod jego wezwaniem. W tym samym czasie, wokół kościoła wykształciła się osada rzemieślników, nazwana Święty Marcin. Wytyczoną ulicę, która stała się główną arterią miasta, nazwano tak samo, aby oddać cześć patronowi. Zgodnie z legendą, to właśnie odpustowi w kościele pod wezwaniem świętego poznaniacy mogą cieszyć się świętomarcińskimi rogalami, upieczonymi przez pewnego cukiernika w odpowiedzi na apel proboszcza, aby przygotować posiłki dla biednych.
Wspomniana już gęsina na stałe zagościła w okolicznościowym jadłospisie związanym ze świętowaniem 11 listopada, dnia pochówku wielkiego świętego. W Polsce ku czci świętego Marcina urządzano w tym dniu wielkie uczty z pieczoną gęsiną, aby nakarmić biednych. W dzień ten szczególnie troszczono się o biedotę, mając w pamięci dobroć i miłosierdzie wielkiego świętego. Bogaci mieszczanie przygotowywali również chleb i mięsiwa, aby tego dnia żaden ubogi nie był głodny i mógł choć raz najeść się do syta. Tego dnia przygotowywano także świętomarcińskie rogale z ciasta i masy makowej. Ich kształt, zgodnie z legendą, ma nawiązywać do podkowy konia świętego. Tradycja ucztowania zachowała się po dziś dzień w niektórych regionach na Pomorzu.
Dzień świętego Marcina oznaczał niegdyś moment końca wszelkich robót w polu. Była to graniczna data, po której nie podejmowano już żadnych prac związanych z uprawą ziemi. Szanowano w ten sposób zimowy wypoczynek ziemi, która musiała odpocząć przed kolejnym sezonem.
11 listopada po raz ostatni wypasano bydło na pastwiskach na świeżym powietrzu, przed zapędzeniem go na zimę do obory. Zaganiając je do pomieszczeń, w których miały spędzić zimę, smagano zwierzęta świerkową lub brzozową gałązką nazywaną marcinką. Tego dnia pracę kończyli także rybacy, którzy jeszcze przed świętem zwijali wszystkie sieci, aby nie zniszczyły ich jesienne przymrozki. Każdy dobry gospodarz przestrzegał ściśle owych zwyczajów, które zapewniały właściwy rytm i porządek wszelkich prac.
Święty Marcin jest patronem nie tylko ubogich, ale i całej Francji, królewskiego rodu Merowingów, diecezji Eisenstadt, mogunckiej, rotterburskiej, Amiens. Jest także patronem dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy. Jak zatem widać, pod jego opiekę uciekają się zarówno bogacze, jak i nędzarze.
Można więc rzec, że święty Marcin jest patronem niezwykle uniwersalnym. Wsławiając się tak wieloma godnymi naśladowania czynami, jest on bliski każdemu wyznawcy Chrystusa. Co ciekawe, jego skomplikowana droga życiowa nie przeszkodziła mu w podążaniu za Panem Jezusem. Wręcz przeciwnie, piastując tak wiele funkcji, poszukując samemu właściwych dróg, święty został poprowadzony przez Mistrza właśnie tam, gdzie powinien się znajdować.
Czy pełniąc obowiązki legionisty, św. Marcin spodziewał się, że pewnego dnia zostanie wielkim i szanowanym biskupem? Z pewnością nie. Wybierając życie mnicha, święty mógł przypuszczać, że odnalazł swoje miejsce. Jednak Chrystus pokierował jego krokami we właściwy sposób, dając mu do wypełnienia misję znacznie większą, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać! Jest to niezwykły przykład działania Bożej Opatrzności, podnoszący na duchu wszystkich tych, którzy nie są pewni swoich życiowych ścieżek.
Spędziłem kilkanaście godzin przygotowując się do tego tekstu i pisząc go. Jeśli uważasz go za wartościowy, udostępnij go by inni mogli skorzystać z tej pracy i wiedzy.