Żywoty świętych i mistyków są ciekawą lekturą, bo zazwyczaj pokazują ludzi, którzy doszli do poziomu, jakiego sami czujemy, że nie osiągnęlibyśmy przy swoim obecnym stanie duchowym i mogą stać się inspiracją. Z drugiej strony widzimy jednak, że to ludzie często wychodzący z podobnej sytuacji życiowej, jakie sami przeżyliśmy – ubodzy, ludzie po przejściach, z wielkimi traumami. Zdarza się wśród nich też niejeden władca, który po zetknięciu z powołaniem przestaje chcieć być ważny i przekształca się w człowieka wiary. Dziś na podstawie “Bożych Szaleńców” W. Łaszewskiego przyglądam się lekcjom, jakie możemy odebrać z życiorysów naszych rodzimych mistyków. Celowo wybrałem dla Was postacie mniej znane, a wiele nas uczące, by nie powtarzać wielu istniejących już opisów świętości Jana Pawła II, czy Faustyny.

Tekst powstał na podstawie książki “Boży szaleńcy” Wincentego Łaszewskiego, którą otrzymałem od sklepu XLM.pl i którą możecie zakupić w premierowej cenie klikając w obrazek poniżej.

 

 

Wykorzystaj kod rabatowy FRONDA (wielkimi literami), by obniżyć cenę o 15%:


W porządku, zaczynamy “lekcje”…
 

1. Powołanie to nie zawsze klasztor, nawet dla “utrakatolika”

Juta z Chełmży, niemiecka arystokratka, była zapatrzona w postać świętej Elżbiety, córki króla Węgier. Inspiracja ta była tak silna, że Juta wyrusza w pielgrzymkę do Marburga, gdzie przy grobie Elżbiety modli się z prośbą o wskazanie drogi na przyszłość. Mimo, że powołanie większości z nas kojarzy się z wstąpieniem w stan duchowny, moim zdaniem niedoceniane jest to, jakiego rodzaju misje możemy mieć przed sobą w stanie świeckim, szczególnie w dzisiejszych czasach. Zrozumiała to Juta i zdecydowała, że musi stać się żoną i matką.

Życiorysy Juty i Elżbiety stają się podobne w sposób opisywany czasem jako “powtórka narzucona z góry”: obie poślubiły rycerzy, obie straciły swych mężów z powodu zarazy, dokładnie w tym samym wieku (20 lat), po czym obie poświęcają się swoim dzieciom, a po latach wykorzystują swój majątek zajmując się dokładnie tym samym (opieką nad chorymi i trędowatymi) i stają się świętymi.

Juta w “drugiej połowie życia” wiąże się z beginkami i przenosi do opuszczonej chatki w okolicy Gdańska, gdzie mimo jej zamiaru pozostania w odosobnieniu i oddania się pokucie nawiedzają ją tłumy poszukujące duchowych wskazówek. Przypadki tego typu są ważne jeszcze z jednego powodu – pokazują, że w średniowieczu honory i majątek były niejednokrotnie odrzucane przez arystokratów i rodziny królewskie dla ubogiego życia w modlitwie. Burzy to postępowe kłamstwa na temat tej epoki i jest wartościową lekcją o światopoglądzie i wyznawanych przez ówczesnych katolików wartościach.

> Lekcja od Juty:

Przyglądając się postaci Juty można zrozumieć, że powołanie osoby świeckiej może być tak samo ważne, jak to, które jest udziałem duchownych. Nie każdy jest w stanie spędzić życie w klasztorze, ale może być świetnym materiałem na rodzica, który wychowa przyszłych świętych. Wielu z nas nie potrafi porzucić swojego życia i majątku, jaki posiada, ale może właśnie umiejętności robienia dobrych interesów ma po to, żeby bogactwem dysponować w celu pomocy innym. W końcu, gdyby nie możni i ich majątki, cała masa klasztorów nigdy by nie powstała, a zakonnicy nie mogliby w nich działać. Juta powinna więc uczyć, że jeśli szukamy powołania, nie należy pytać tylko o to, czy mamy wstąpić do klasztoru, czy nie. Dróg jest o wiele więcej i każda może doprowadzić do czegoś wartościowego.

 

2. Największe tragedie da się przekuć w nowy sens i świętość

Dorota z Mątowów to autorka znanego powiedzenia “Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem”, które dziś szczególnie pamiętać muszą wszelkie oddolne katolickie inicjatywy, gdy na odgórną pomoc liczyć często nie można. Ta święta została doświadczona przerażającymi wydarzeniami. Czarna Śmierć z 9 jej dzieci zabrała ósemkę. Po takiej stracie ona i jej mąż Adalbert, dotąd “korzystający z życia” i skutecznie osiągający kolejne sukcesy, odrzuca całą dotychczasową tożsamość i zaczyna pielgrzymować, rozdawać majątek, skupiać się na życiu duchowym. Jedyna ich pozostała przy życiu córka wstępuje do klasztoru i nie wymaga już opieki, dlatego oboje planują pielgrzymkę aż do końca swoich dni.

Mąż umiera jednak dużo wcześniej, a Dorota zostaje sama i wstępuje do klasztoru, gdzie fascynuje się pomysłem rekluzji, czyli całkowitego odseparowania od świata poprzez zamurowanie w celi. Jej doświadczenia mistyczne i opowieści o nich spotykają się z uznaniem za chorą psychicznie, jednak podczas swoich wizji ma otrzymywać od Jezusa jasny nakaz, by “nie rzucać pereł między wieprze”. Trafia do Kwidzynia, gdzie nawiązuje kontakt ze znanym wtedy teologiem Janem, który przy spowiedzi dostrzega w niej “mistyczkę pierwszej próby” i popiera pomysł rekluzji.

Po umożliwieniu jej zamurowania w celi kontynuuje swoje praktyki mistyczne, ludzie przychodzą do niej po porady, a ona widzi i opowiada im o ich własnych sumieniach. Doświadcza stygmatów, które odkryte zostaną dopiero po śmierci. Proces kanoniczny obejmował zeznania aż 257 świadków niezwykłych łask i wydarzeń z jej inspiracji. Uzdrowienia pojawiają się podczas modlitw przy jej grobie, a w 1410 roku duchowego wsparcia przed wielką bitwą szuka tam sam Jagiełło.

> Lekcja od Doroty:

Warto zastanowić się, jak różni ludzie (i my sami) mogliby odpowiedzieć na utratę 8 dzieci. Samobójstwo? Alkoholizm? Całkowita rozpacz i utrata zmysłów? Te “rozwiązania” stosowane są przez wielu osamotnionych niewiarą. Możliwe jest jednak pójście w zupełnie inną stronę i przekucie swojego życia w pełną doskonałość, czyli świętość i przeżycia mistyczne jeszcze przed śmiercią.

 

3. Człowiek z problemami nigdy nie jest stracony

Postać Dominika z Gdańska (1384-1460) może być szczególną inspiracją dla tzw. młodych gniewnych, którzy chcą zmienić coś teraz i w przyszłości, a obawiają się ciężaru dotychczasowego życia. Pochodzący z ubogiej rodziny Dominik zostaje przez matkę oddany na służbę Kościołowi i szczęśliwie trafia do kaznodziei, który poświęca się kształceniu młodziana duchowo i intelektualnie. Chłopak okazuje się bardzo zdolny i trafia na studia do Krakowa. Świat materialny porywa go niemal bez reszty i Dominik na długo ginie w uzależnieniu od przyjemności wielkiego miasta. Jego znajomi mimo to widzą w nim wyjątkowość i powtarzają, że jeśli nie zostanie on zniszczony przez kobiety i hazard, trudno będzie w Kościele o kogoś lepszego.

Z powodu długów wyjeżdża do Pragi, ale do klasztoru nie zostaje przyjęty. Technika Lutra nie działa, bo tamtejsi mnisi nie przyjmują uciekinierów, ale to dobrze – przez przyjęcie ominęłoby go pierwsze, formujące doświadczenie mistyczne. Po powrocie właściwie wraca do starego życia, ale któregoś razu przechadzka obok nowo zbudowanego Kościoła Mariackiego zmienia wszystko. Na schodach widzi żebraczkę, do której podchodzi i przekazuje datek złożony z jego ostatnich pieniędzy. Relacje podają, że w kobiecie widzi Matkę Boską i słyszy słowa: “Przez ten gest wyjednałeś sobie łaskę przebaczenia wszystkich grzechów”.

Wstępuje do zakonu kartuzów i kończy ze starym życiem. Dzięki praktykom duchowym, głównie opartym o Różaniec niedługo po rozpoczęciu życia zakonnego zaczyna mieć doświadczenia mistyczne. Niewiele o nich wiemy, bo nie był to okres budowania sobie “marki mistyka” a Dominik nie stał się świętym, czy błogosławionym ze względu na wymogi reguły zakonnej kartuzów. Został pochowany w anonimowym grobie z surowym krzyżem i pozostał po nim jedynie nakazany mu wcześniej do sporządzenia opis jego życiorysu zwany Księgą doświadczeń duchowych (Liber experientiarum).

> Lekcja od Dominika:

Uzależnienie i długi to kombinacja, która często idzie w parze i niestety niewielu ma takie szczęście, by z dnia na dzień zmienić swoje życie. Trzeba jednak pamiętać, że przemiana Dominika nie byłaby możliwa, gdyby nie decyzja woli, którą podjąć może każdy nawet bez doznań mistycznych. Z punktu widzenia wiary przykład ten pokazuje, że człowiek tak pochłonięty źle rozumianym “korzystaniem z życia” nigdy nie jest stracony duchowo i zawsze ma szansę osiągnąć najbliższy kontakt z Bogiem.

 

4. Duchowość to przede wszystkim codzienność i działanie, nie odrzucenie świata

Osobiście nie jestem zwolennikiem radykalnego odcięcia się od świata. Zakony czynne zbudowały naszą cywilizację i kulturę przez połączenie pracy i modlitwy, a nie ignorowanie świata zewnętrznego. Dlatego postać bł. Władysława z Gielniowa (1440-1505) zainteresowała mnie bardziej, niż zakonnicy kontemplacyjni. Władysław jest niezwykle zdolny za dziecka, co skłania rodziców do podjęcia trudu utrzymania go na studiach w Krakowie. Nie kończy ich jednak, a przerywa po roku wraz z trzystoma innymi żakami i profesorami. Spowodowane to było powołaniem zakonu obserwantów i wizytą jego twórcy, Jana Kapistrana w stolicy Polski. Po złożeniu ślubów Władysław rozwija się duchowo i staje się jednym z najlepszych kaznodziejów. Szybko wychodzi ponad to i zabiera się za tworzenie religijnych pieśni, które inspirują i poruszają ludzi także poza świątyniami.

W 1470 roku Władysław w Warszawie zakłada pierwsze rdzenne polskie Bractwo św. Anny. Jest jednak nastawiony na coś więcej, niż modlitwę i działalność charytatywną – chce, by bractwo zmieniało ludzi. Tworzy ustawy, których przestrzegać mają członkowie i według których będą później wpływać na świat dookoła. Członkowie nie mogli stosować używek i powodować zgorszenia, obmawiać innych, wyrządzać jakiejkolwiek szkody słowem i uczynkiem. Mieli za to obowiązek w każdej możliwej sytuacji wspierać ludzi słowem, czynem i pieniądzem. Sukcesy świętowali bez przesady, a w trudnych chwilach odwoływali się do przykładów Chrystusa i świętych. Bluźnierstw nie wolno im było pozostawiać bez potępienia.

Władysław dzięki tym regułom prowadzi do świętości wszystkich powiązanych, nie tylko zakonników. Szybko bractwo ogarnia całą Polskę, a dołączają do niego ludzie ze wszystkich warstw społecznych. W czasach najazdu Tatarów bractwo podejmuje surową pokutę, by wybłagać wsparcie w walce. Na szczęście wojna kończy się ciężką zimą, która zmusza wroga do zaniechania walk.

Postać ta dokonała naprawdę wielkich rzeczy z punktu widzenia materialnego, organizacyjnego. Stworzenie bractwa, które obejmie cały kraj nie jest małym osiągnięciem i w znaczny sposób wpływało na kondycję polskiego Kościoła i morale Polaków w tamtych trudnych czasach. Aktywność i pracowitość Władysława powinna być wzorem jeszcze z jednego powodu – jest on przykładem urzędnika kościelnego, który regularnie prosił o odwołanie go, ale po ponownym wyborze z posłuszeństwem przyjmował obowiązki. To bardzo ważny element wyboru na urzędy kościelne, o którym wspominał też papież Franciszek nakazując, by na biskupów wybierano głównie tych, którzy nie chcą nimi zostać. Bo karierowicze zamiast ludzi pracowitych w Kościele to chyba najgorsze, co go spotyka.

> Lekcja od Władysława:

Połączenie modlitwy i pracy to synergia, w której wyniki mnożą się dzięki współpracy ducha, ciała i myśli. Władysław dokonał wielkich rzeczy materialnie i organizacyjnie, a przy tym stał się mistykiem i ważnym urzędnikiem kościelnym. Dawał świadectwo niebywałego talentu i skuteczności, ale też pobożności i posłuszeństwa, które wielu ludziom sukcesu przychodzą bardzo, bardzo trudno. Władysław powinien być inspiracją dla każdego, kto aktywnie chce wpływać na świat i tworzyć materialne dzieła nie zapominając o duchu, z którego przecież płynie cała inspiracja do ambitnych czynności wykraczających poza spełnianie podstawowych potrzeb.

 

5. Świętość to przeciwieństwo ziemskiego sukcesu

Kasper Drużbicki (1590-1662) stanowi przykład tego, jak niezrozumiały i nielogiczny dla przeciętnego człowieka jest sposób myślenia świętych. Duchowny ten odrzucił praktycznie wszystko, co zapewne większość z nas przyjęłaby z otwartymi ramionami i okrzykiem radości – honory, dostęp do bogactw i praca kaznodziejska u samego króla. I mimo, że zgodnie z nauczaniem Kościoła nie ma nic złego w uczciwie osiągniętym sukcesie, warto poznawać sylwetki tych, którzy idą w przeciwnym kierunku.

Kasper dołączył do jezuitów, gdy byli najpotężniejszym zakonem na świecie. Zasłynął jako propagator “niewolnictwa maryjnego” i kultu Najświętszego Serca Jezusowego. Przeszedł niejedną próbę, m.in. gruźlicę, która wydawała się prowadzić go do śmierci. Interesujący jest jego stosunek do choroby – uznaje bowiem, że niezależnie od tego, czy wszystko co się dzieje pochodzi bezpośrednio od Boga, nonsensem byłoby bierne przyglądanie się własnej śmierci. Walczy z chorobą tak, jakby pochodziła od złego, a modli się do Maryi tak, jakby cud uzdrowienia wymagał tylko prośby. Mówili o nim, że “wymusił cud”.

Wspomniane w nagłówku przeciwieństwo ziemskiego sukcesu zaczyna przyciągać Drużbickiego, gdy po wyleczeniu z gruźlicy dowiaduje się o męczeństwie współbraci w Japonii. Z jakiegoś powodu chce dołączyć do ofiar wielotygodniowych katuszy, ale przełożeni nie chcą wysłać go w tamte rejony. Kieruje się więc w inną stronę i przysięga poświęcić się opiece nad ofiarami epidemii w kraju. Ma niejedno doświadczenie mistyczne i otrzymuje od Maryi zapewnienie, że do śmierci wytrwa bez grzechu śmiertelnego.

Wszystko to dzieje się jeszcze przed złożeniem ślubów wieczystych. Po nich znowu pojawia się niechęć do ziemskich sukcesów. Kasper staje się świetnym kaznodzieją, zwany jest przez niektórych ich prorokiem, ale zaszczytu bycia kaznodzieją na dworze króla nie przyjmuje. Jak sam mówił:

“O śmierci mnie i sądzie bliskim myśleć trzeba, a nie o poklaskach zbieranych przez kaznodzieję. Wyznaję zasady kaznodziejskie niezgodne z tymi, jakei są mile widziane na dworze, gdzie gardzi się dowodami i uczuciem, a lubuje w konceptach, subtelnościach i nowinkach”.

Po jego śmierci wierni stale próbują nawiązać jakikolwiek kontakt ze zwłokami kaznodziei. Niektórzy nawet odcinają fragmenty jego szat w formie relikwi, tak że w końcu trzeba umieścić ciało w odseparowanym miejscu. Przez 4 lata od śmierci zwłoki nie zmieniają swojego stanu, mimo że szata i trumna uległy już zbutwieniu.

> Lekcja od Kaspra Drużbickiego:

O ile w XVII wieku katolicki światopogląd na sprawy doczesne i materialne ułatwiał w dużym stopniu rezygnację z “sukcesu”, o tyle dziś wielu z nas nie przechodzi to nawet przez myśl. Dziś ktoś, kto rezygnuje z cieplutkiej posady uznawany jest za frajera, czy chorego psychicznie, a jeśli ma rodzinę – za wyrodnego rodzica. W kierowaniu się postawą moralności katolickiej przy tak wielu pokusach i możliwościach robienia “łatwej kasy” na nieuczciwych (choć legalnych) procederach konieczne mogą się okazać silne wzorce naszych świętych i błogosławionych.
 

Podsumowanie

To tylko pięć z 26 życiorysów polskich mistyków opisanych przez W. Łaszewskiego, które mogą stanowić nie lada inspirację. Mnie w książce “Boży szaleńcy” szczególnie zainspirowało to, ile bólu musieli znieść ci ludzie trwając w postanowieniu i modlitwie, zanim dotarli do duchowej perfekcji. W czasach, gdy katolicyzm nie jest już dominującym światopoglądem Europy, w którym polskość jest niszczona nawet przez wewnętrznych wrogów i takie inicjatywy jak moja są stale cenzurowane, tego typu przykłady dają wartościowy punkt odniesienia.

Myślę, że żywoty świętych i błogosławionych są warte poznawania z kilku ważnych powodów: uczą nas widzieć historię z punktu widzenia niezakłamanego przez tzw. “program edukacji”, pokazują niebywale heroiczne postawy i pozwalają zmienić spojrzenie na własne życie. Bo teoria to jedno, ale jej praktyczne zastosowanie od narodzin do śmierci to coś o wiele większego.